środa, 30 września 2020

Yes, yes, yes

 czyli moje pierwsze w życiu skarpety

Dziergam od dawna i do niedawna nigdy nie udało mi się zrobić ani jednej skarpetki. 

W marcu, po kolejnej nieudanej próbie stworzenia czegoś na kształt skarpet, w poście Socksweater  pisałam: "Skarpety mnie pokonały. Mam nadzieję, że przegrałam bitwę, ale nie całą wojnę. Pewnie jeszcze kiedyś spróbuję, kiedy zapomnę jak smakuje uczucie porażki."
No i pół roku wystarczyło, żeby zapomnieć o porażce :-) Do kolejnej próby zachęciło mnie, nomen omen, zniechęcenie jakie dopadło mnie w związku ze ślimaczącym się projektem swetrowym, przy którym ciągle grzebię, podpruwam, zmieniam i którego efekt ciągle mnie nie zadowala. 
Odłożyłam więc sweter na jakiś czas i zabrałam się za odczarowywanie skarpet. Sama siebie zaskoczyłam, jak szybko pojęłam, o co generalnie w nich chodzi. Pomogły mi w tym dwa filmiki. Pierwszy - Makunki o rozpoczynaniu dziergania skarpet od palców i drugi filmik Joli Mazurek o wyrabianiu pięty rzędami skróconymi. Gdzieś po drodze domyśliłam się, że trzeba jeszcze dodać kilka oczek po bokach na podbicie, czyli w miejscu, gdzie stopa się rozszerza. Wzór ściągaczowy zmieniający się co 10 rzędów zastosowałam dla ułatwienia  sobie liczenia tychże.
No i są! 
Niedoskonałe, bo jedną zrobiłam luźniej, a drugą ściślej. Niepraktyczne, bo z wełny nieskarpetkowej, więc pewnie zaraz porobią się dziury. O prześwitujących, zbyt dużych oczkach, bo druty 2,5 okazały się za grube. Z odstającą piętą, bo źle podzieliłam oczka i wyszło mi za dużo rzędów skróconych. Ale to wszystko nie ma znaczenia, bo nareszcie je zrobiłam! Wiem już jakie są poszczególne etapy, wiem gdzie zrobiłam błędy. Zmierzyłam się z kompleksem dziewiarki nieumiejącej wydziergać skarpetki, zyskałam cenne doświadczenie i teraz nic już mnie nie powstrzyma przed wydzierganiem kolejnych par!
Z wrażenia, że już skończyłam, robiąc pierwsze zdjęcia nie zauważyłam, że jedną skarpetkę miałam ubraną na lewą stronę;-)
DANE TECHNICZNE:
włóczka: TALENTUS Merino Wolle,100% merino, 50g/170m
zużycie: 63g
druty: 2,5

poniedziałek, 14 września 2020

Strajkowy

czyli sięgam głębiej do szafy

Wrzesień to zawsze był najbardziej intensywny miesiąc w mojej pracy. Nowi uczniowie, nowe programy nauczania, bywały lata, że nowe nauczane przedmioty, mnóstwo papierkowej roboty związanej z wychowawstwem. Trudno się wraca do szkolnej rutyny po dwumiesięcznym okresie funkcjonowania na spowolnionych obrotach. 
W tym roku szkolnym powrót jest o wiele trudniejszy. Po pierwsze prawie pół roku pracowaliśmy poza trybem stacjonarnym, bez bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, czy to uczniem, czy to rodzicem, czy drugim nauczycielem. Po drugie powrót do szkoły pod sanitarnym reżimem, wiąże się z ciągłym stresem o zdrowie swoje i innych. Choćbyśmy stawali na rzęsach, nie jesteśmy w stanie upilnować uczniów, by przestrzegali dystansu społecznego i chodzili w maseczkach w częściach wspólnych budynku szkolnego. 
Zaczynają się pierwsze przeziębienia. Kiedy stoję przy tablicy i zapisując temat lekcji słyszę za sobą głośne kichnięcie, zastanawiam się, czy to już to? 
Od początku września nie odwiedziłam moich ponad 80-letnich rodziców - boję się, że mogę coś  na sobie przynieść i ich zarazić. Całe szczęście, że jeszcze całkiem dobrze sobie sami radzą oraz że mam siostrę, która nie pracuje, a także brata, który nie ma kontaktu z tłumami ludzi, więc oboje mogą ich odwiedzać i im pomagać.

Mało mam czasu na dzierganie i choć nie zarzuciłam swojego hobby, to postępy są niewielkie. Zmienianie koncepcji i prucie dodatkowo spowalniają tempo. Nie mogę więc zaprezentować niczego z bieżących udziergów, ale mogę sięgnąć głębiej do szafy i pokazać coś starszego.

W kwietniu 2019 roku miała miejsce prawdopodobnie największa akcja strajkowa w historii polskiej oświaty. Nie będę tutaj pisać o powodach i celach protestu, ani o jego przebiegu czy uzyskanych efektach. Wspomnę tylko, że strajkujący nauczyciele codziennie stawiali się w placówce, ale nie świadczyli pracy, tzn. nie wykonywali żadnych czynności związanych z pracą. Nie logowali się do dziennika elektronicznego, nie sprawdzali zaległych testów czy kartkówek, nie planowali żadnych działań edukacyjnych. Mieliśmy za to możliwość przeprowadzania dyskusji, nie tylko na temat protestu, w którym braliśmy udział, ale po prostu o życiu. Moje ręce nie znoszą bezczynności, dlatego jak można się domyślić - nieustannie machałam drutami. Wydziergałam wtedy kardigan, który został ochrzczony Strajkowym.
Nie mam już etykiety, więc nie powiem jak nazywała się włóczka ani jakiej była firmy, zwłaszcza, że nie kupowałam jej sama, lecz dostałam w prezencie od koleżanki. Pamiętam tylko, że jest to połączenie wełny z bawełną. Świetne jest takie zestawienie, bo sweter nie jest zbyt ciepły - zapewnia optymalny dla mnie komfort. Przerabiałam pojedynczą nitką, ulubionymi drutami w rozmiarze 3,0. Bardzo spodobał mi się kolor włóczki i to, że jest melanżowa.
Jak widać na powyższych zdjęciach zainwestowałam w manekin. Mam go już od jakiegoś czasu, ale po raz pierwszy na nim prezentuję sweter. Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona, bo za obiektywnie niewielkie pieniądze mam gadżet, pomagający mi zarówno w trakcie dziergania, jak i później służący do eksponowania moich prac. 
Na co dzień używam go jako wieszak na aktualnie noszony sweter. Jest to bardzo wygodne i praktyczne, bo dzianina nie jest rozciągnięta na ramionach, jak to się dzieje, jeśli wisi na wieszaku, ani nie ma zagnieceń, które powstają, jeśli dzianina jest złożona w kostkę.
Strajkowy kardigan przerabiałam gładkim dżersejem. Jedynym elementem dekoracyjnym są przekładane oczka prawe przekręcone, które układają się po bokach w ukośne linie.
Ze względu na jasny, głównie turkusowy kolor, noszę ten kardigan latem - zimą wolę ciemniejsze barwy. Sweter nie posiada zapięcia, jeśli już muszę, to spinam go zapinką w kształcie agrafki.
Do zobaczenia w kolejnym wpisie - mam nadzieję, że już niedługo będę mogła pokazać coś aktualnego.