niedziela, 16 maja 2021

Sunset on the water

czyli wyrabianie resztek i zapasów

    Parę lat temu dostałam od koleżanki z pracy całą furę włóczek w różnej ilości, przeróżnej jakości i o zróżnicowanym składzie. Powód obdarowania mnie takim prezentem jest dość smutny. Otóż mama wspomnianej koleżanki, kiedyś aktywna dziewiarka, z upływem lat na skutek postępującej choroby straciła sprawność, przestała dziergać i tak całkiem spore zapasy włóczek znalazły się w moim posiadaniu. Przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza, głównie bawełny, boucle i mohery, na które cały czas nie mam pomysłu. 
    W tej różnorodności znalazłam kilka motków, które od razu wpadły mi w oko ze względu na ich gradientowy kolor w dwóch interesujących odcieniach. Niestety nie posiadały etykiet, więc nie wiem jaką nosiły nazwę i kto był producentem. Składu mogę się częściowo domyślić. Włóczka na pewno zawiera wełnę, bo namoczona pachnie mokrą owcą i w składzie jest też z pewnością bawełna. Dla mnie takie połączenie jest idealne, gdyż w 100% wełnie jest mi za gorąco, a 100%  bawełna jest zbyt ciężka i się gniecie. Ta włóczka nie generuje takich niedogodności. 
    Z obu odcieni wydziergałam już swetry: dla Starszej córki Billion Colors i dla siebie Strajkowy. Został mi jeden kłębek w odcieniach jesiennych liści, płonącego ogniska lub zachodzącego słońca - zależy co komu w duszy gra :-) Mnie zagrało zachodzące słońce. Na sweter to oczywiście było za mało, połączyłam więc z włóczką, którą przywiozłam jako pamiątkę z zeszłorocznego urlopu - Nako Estiva (50% bawełna, 50% bambus). Niebieski kolor w oczywisty sposób kojarzy się z morzem, oceanem lub jeziorem - generalnie z wodą - stąd nazwa Sunset on the water ;-) 
    Obie włóczki są cieniutkie, dlatego do produkcji tego sweterka użyłam drutów w rozmiarze 2,5. Można się domyślić, że dzierganie nie przebiegało w tempie ekspresowym. Trochę się nawet sama sobie dziwię, że doprowadziłam ten projekt do końca, zwłaszcza, że zaczynałam go chyba 3 lub 4 razy, bo nie umiałam utrafić z ilością nabranych oczek i z częstotliwością ich dodawania w karczku.
Nie wiem, czy będę zadowolona z tego sweterka, jeszcze go nie nosiłam na zewnątrz. Mam nadzieję, że dodatek bawełny nie pozwoli bambusowi rozciągać się w nieskończoność. Ciekawa jestem też termicznych właściwości tej włóczki, bo ze wspomnianego urlopu przywiozłam sobie Nako Estivę jeszcze w innym odcieniu niebieskiego i zastanawiam się na co ją teraz przerobić. Decyzję podejmę, kiedy sprawdzę jak zachowuje się włóczka w użytkowaniu.

I jeszcze pozadziewiarsko:

Jutro po 7 miesiącach zdalnej pracy w domu wyruszam pracować w pracy;-) Hybrydowo, tzn. częściowo stacjonarnie, z uczniami twarzą w twarz i częściowo zdalnie, ale już nie z domu. Nie wiem, jak ja się jutro zabiorę z tą całą biblioteką plus laptop, plus wałówka na 8 godzin. Ciekawa jestem jak pozmieniali się uczniowie. Cóż przekonam się już niedługo:-)
Edit:
Klipa ze mnie, że nie zamieściłam wcześniej zdjęcia wykończenia dołu tuniki od lewej strony. Gdyby nie komentarz Marii pewnie nie zwróciłabym na to uwagi. Nadrabiam zaległość:-) Zastosowałam dwukolorowe wykończenie zwane przez Makunkę wykończeniem paryskim - klik - właściwy tutorial zaczyna się ok. 16 minuty.
    Korzystając z faktu, że uaktualniam wpis, dodam, że mój start w nową/starą rzeczywistość szkolną okazał się falstartem. Owszem pojawiłam się w pracy i choć miałam w planie 8 godzin, to po dwóch musiałam wykonać telefon do lekarza, spakować się i wrócić do domu. Nie jest to chyba nic groźnego, ale jest na tyle upierdliwe, że nie da się pracować stojąc kilka godzin. Poodpoczywam sobie jeszcze trochę stosując dietę bogatą w żelazo;-)