czyli młodsza siostra chust: Wielkiej Sowy i Borowej
Bardzo się ostatnio zachuściłam. Wydziergałam cztery chusty jedną za drugą. Chyba nadrabiam zaległości z kilku ostatnich lat;-)
Ponieważ powstały one w krótkim czasie, w trakcie i tuż po urlopie, który spędziłam w Górach Sowich i Wałbrzyskich, to postanowiłam nadać chustom imiona szczytów, na które zawędrowałam mniej lub bardziej dziarskim krokiem. Tak na pamiątkę, żeby nosząc je zimą, przypominać sobie urlopowe chwile, pełne luzu, słońca, ciepła, zdrowego wysiłku fizycznego, dobrego humoru i pozytywnego resetu.
Od razu nadmienię, że szczytów było więcej niż wydziergałam chust, ale... spokojnie, nie zamierzam kontynuować hurtowej produkcji;-)
Dzisiaj przedstawiam chustę Kalenicę, która nosi miano trzeciego co do wysokości szczytu w Górach Sowich. Wydziergałam ją z zakupionej właśnie na tym wyjeździe włóczki - Summer Soft Cake od Opus Natura.
Formę chusty zaczerpnęłam z instagramowego tutorialu
zimma_knit.
W dużym skrócie: oczka dodaje się tylko w rzędach nieparzystych na początku robótki, poszerzając ją do momentu, kiedy uznamy, że mamy już odpowiednią wysokość. Następnie zaczynamy odejmować oczka, tworząc formę trójkąta - też w rzędach nieparzystych na początku robótki, aż otrzymamy lustrzane odbicie.
W tym modelu trzeba na początku zważyć włóczkę i pilnować, żeby środek chusty wypadł w połowie wagi kłębka. Ja tak zrobiłam, bo przecież zapobiegliwie chciałam uniknąć rozczarowania, gdyby na końcu miałoby mi zabraknąć włóczki.
I co? Oczywiście, zabrakło mi włóczki;-)
Miałam dwie opcje rozwiązania:
1. spuć do momentu, kiedy zaczynałam odejmować oczka i jeszcze troszkę, a następnie dorobić lustrzane odbicie,
2. podpruć tylko trochę i zmieniwszy druty na cieńsze dokończyć dzieła.
Na pierwsze rozwiązanie zupełnie nie miałam siły - za dużo było wcześniej dziubdziania. Zdecydowałam się więc na drugie, które, tak na marginesie, podpowiedział mi mąż:-)
Chusta wyszła bardzo szeroka, można się nią nieźle opatulić, fajnie wygląda i na prawej i na lewej stronie, na lewej nawet lepiej, bo kolory jakby płynniej przechodzą jeden w drugi.
W dniu wycieczki na Kalenicę, nie było pięknej słonecznej pogody. Owszem, było ciepło, ale także parno i deszcz wisiał w powietrzu, który niestety tam nie pozostał, tylko w końcu spadł na nas, skutecznie przyspieszając tempo naszego marszu;-)
Jeśli się uprzeć i bardzo wytężyć wyobraźnię, to w Chuście Kalenica można dostrzec kolory szlaku, ciemnego lasu, skał, pochmurnego nieba oraz gór widocznych na drugim i trzecim planie.
Poniżej mini fotorelacja, czyli kolejna strona do urlopowego pamiętnika;-)