czyli szal pod Wielką Sową dziergany
- Co dziewiarka przywozi z urlopu jako pamiątkę?
- No, nie wiem, opaleniznę?
Taki sobie głupi suchar, niepoważna odpowiedź na retoryczne przecież pytanie.
Toż to jest oczywiste, że możliwości są tylko trzy:
1. Włóczkę zakupioną na wyjeździe,
2. Ukończoną robótkę, którą dziewiarka zabrała z domu, na wypadek gdyby cały czas miało padać,
3. Ukończoną robótkę i włóczkę zakupioną na wyjeździe.
Ja najczęściej łapię się na punkt trzeci. Zawsze zabieram jakąś prostą robótkę, bo wakacje to przecież nie urlop od dziergania. Zawsze też zaglądam do napotkanych na wyjeździe pasmanterii.
Trzy lata temu właśnie w takiej małej pasmanteryjce w Sejnach na Podlasiu ze zdziwieniem zauważyłam, że obok wszechobecnych kolorowych akryli leżą kokonki o przyzwoitym składzie, bo zawierające 50% merino.
Kupiłam jeden motek, 1000 metrowy, gradientowy, od bieli do ciemnej szarości, ewentualnie na odwrót, zależy od której strony zacząć. Przywiozłam go do domu, cieszyłam nim oczy, długo, nawet bardzo długo, bo wena się nie spieszyła. Aż do tegorocznych wakacji. Zabrałam ten kokonek w Góry Sowie.
Nie jestem aż tak zapaloną dziewiarką, żeby dziergać na szlaku, czy na szczycie góry, ale wieczorem na kwaterze - to była czysta przyjemność.
Tak więc nazwa tej chusty nawiązuje do pasma górskiego oraz jego nawyższego szczytu Wielkiej Sowy, a i kolor bardzo dobrze z nią koresponduje.
Przepis na chustę rogalik zaczerpnęłam z IG z profilu myszki_dzierganie.
Powtarzane są tylko dwa rzędy: w nieparzystych liczba oczek się nie zmienia - na początku rzędu następuje dodanie oczka, na końcu odjęcie oczka; w rzędach parzystych następuje zwiększenie liczby oczek - na końcu dodaje się jedno oczko.
Ot, i cała filozofia. Na takiej bazie można kombinować różne wzory - czy to ażurowe, czy to strukturalne. A można też to całe kombinowanie sobie odpuścić i przerabiać tylko prawe oczka.
Ja sobie odpuściłam. Wolałam zachować energię na wędrówki po górach;-)
Wielką Sowę (1015 m npm) - szczyt należący do Korony Gór Polski oczywiście zdobyłam. Na wieżę, przypominającą latarnię morską, niestety nie weszłam, bo była jeszcze w remoncie. Została udostępniona turystom dokładnie tydzień później - co za pech;-)
Z tegorocznego wyjazdu urlopowego też przywiozłam sobie włóczkowe pamiątki, które zostały już przerobione. Na co? Pokażę w nastepnych postach.
No to masz babo chustę ;) Świetnie widzieć Cię znów na szlaku! Sowę zaliczyliśmy 2 lata temu, Dolny Śląsk ma tyle ciekawych zakątków, że ciągle by tam można jeździć. Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńNo i mam chustę, a nawet chusty, gdyż się ostatnio trochę przestawiłam.
UsuńPotrzebuję zajmować dłonie, ale nie mam siły główkować, więc taka prosta forma się sprawdza.
Tak, Dolny Śląsk ma dużo do zaoferowania - byliśmy w zeszłym roku, byliśmy w tym roku, a nie schodziliśmy nawet samych szczytów do Korony Gór Polski. A gdzie jeszcze inne ciekawe górki? Jest potencjał na kolejne urlopy.
Bardzo ładnie prezentuje się ta chusta :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję, miło mi, że się podoba.
UsuńTa piękna chusta jest dowodem na siłę prostoty, chętnie owinęłabym się w taką spokojną, rozjaśnianą szarość. Pięknie udały Ci się wakacje zarówno dziewiarsko jak i wyjazdowo. Jeśli zaś chodzi o dziewiarskie pamiątki u mnie tego lata jakoś nie było sytuacji włóczkowo zakupowych, ale spełniam kryteria punktu drugiego:-)
OdpowiedzUsuńBardzo bym się zdziwiła, gdybyś powiedziała, że urlop spędzasz zupełnie niedziewiarsko🤣
UsuńProstota jest klasyczna i zawsze się sprawdza. U mnie ostatnio na drutach same proste formy.
Ja na urlopowych wojażach ani myślę o włóczkach i dzierganiu, bo przeważnie jest tak upalnie, że na samą myśl pot mnie oblewa 😁 Aczkolwiek Twoja chusta kolorystyką przywodzi na myśl chłodne, by nie rzec mroźne, klimaty. Wielka Sowa - do zaliczenia, może, kiedyś.
OdpowiedzUsuńUpały rzeczywiście nie sprzyjają dzierganiu. Dłonie się pocą i wilgotna wełna czy bawełna nie chce gładko sunąć po drutach.
UsuńNa mrozy na razie nie czekam, ale chłodek przyjmę z radością.
Gdzieś i kiedyś pisałaś, że zbierasz szczyty do Korony Gór Polski - na Dolnym Śląsku jest ich ponad połowa. Jest co zdobywać😆
Nie to, że zbieram. To pomysł mojego męża, żeby zaliczyć 👑 Na Dolny Ślask czasem podjeżdżamy. Lubię tamtejsze rejony, aczkolwiek na urlopy wolę gdzieś dalej, poza kraj.
UsuńDruty na wakacje to podstawa. I oczywiście kilogramy włóuczekna wypadek, jak bym wyrobiła aktualny projekt. W prostocie siła, to moje hasło. Świetna wyszła twoja chusta, wszystko się idealnie zgrało, kolor z fasonem i z wykonaniem.
OdpowiedzUsuńZ tymi kilogramami włóczek to bym nie przesadzała🤣 ale druty to 'must have' 😆
UsuńTwoje dzieła mają zawsze prostą formę okraszoną ciekawym detalem.
Chusta jescze nie była noszona. Zobaczymy czy się polubimy zimą😉
Dla mnie najważniejszy bagaż wakacyjny to nitki różniste i narzdzia do ich przerabiania. Piękna chusta. A wędrówek po górach zazdroszczę. Moje kolanowe endo niestety na razie wyklucza takie ekscesy ;-)
OdpowiedzUsuńJa nie przesadzam z włóczkowym bagażem, bo wiem, że z pewnością go powiększę na wyjeździe😆
UsuńJa staram się korzystać z możliwości wędrowania po górkach póki jeszcze mogę. Jeszcze trochę i moje kolana mogą się zbuntować.
Tfu, tfu... wypluć to słowo i odpukać w niemalowane🤣
Przepiękna okolica! I cudna chusta! Lubię takie proste formy i wzory. Z przepisu na rogalik chętnie skorzystam :).
OdpowiedzUsuńWiem już, że narzuciłaś włóczkę na druty i dziergasz rogalikową chustę;-)
UsuńOooo proszę jak pięknie. I fotki z Wielkiej Sowy i chusta. Uwielbiam szarości.
OdpowiedzUsuńPewne, że pięknie. W górach zawsze jest pięknie;-)
Usuń