niedziela, 28 marca 2021

Remedium

czyli wyszłam z zaklętego kręgu

Kto tutaj zagląda ten wie, że odkąd nauczyłam się dziergać skarpety, tj. pół roku temu, wciągnęły mnie niczym wir na wzburzonej wodzie albo jakiś dziki taniec w zaklętym kręgu. Stawało się to powoli natręctwem, nałogiem, przymusem, czyli niczym dobrym. 
Próbowałam przerwać ten ciąg dziergając Komplet Zimowy czy Urodzinową chustę dla Siostry. Jednak detoks poskutkował na krótko i wkrótce znowu się zaskarpetkowałam. 
Nieco później podjęłam jeszcze jedną próbę przerwania tej skarpetomanii i chcąc uzyskać szybki efekt zabrałam się za ciepły kardigan na grubych drutach. Zrobiłam go szybko, ale zabrakło mi pary, żeby za jednym podejściem wykończyć. I tak zima się już skończyła, a sweter jak leżał tak nadal leży w kącie z brakującą z przodu listwą i kłuje mnie w oczy swoim widokiem.
Znowu wróciłam do nałogu i z drutów zeszły trzy lub cztery pary skarpet. Aż.... aż w końcu zatęskniłam za czymś większym, rozpoczęłam projekt i doprowadziłam go do końca, mimo iż po drodze zaliczyłam kilka pruć dość dużych fragmentów.
Swetrotunika Remedium stała się - cytując słownik języka polskiego PWN - lekarstwem, albo środkiem zaradczym na moje uzależnienie. Rozbawiło mnie jeszcze jedno znaczenie słowa "remedium", które podaje w/w słownik: otóż jest to również "dopuszczalne odchylenie od przepisowych wymiarów i ciężarów w przedmiotach znormalizowanych". Wprawdzie nie jestem przedmiotem, ale to dopuszczalne odchylenie tak mnie jakoś pozytywnie nastawiło:-)
Rozpoczynając pracę nad swetrotuniką nie wiedziałam jeszcze czy to będzie sweter, czy coś trochę dłuższego, czyli tunika. Ograniczona byłam jak zwykle ilością posiadanej włóczki. W trakcie pracy i krystalizowania się formy doszło do mnie, że nawet włączając drugi kolor nie uda mi się ukończyć projektu z tymi zasobami, które posiadam. Całe szczęście użyłam popularnej włóczki, więc nie było problemu, żeby dokupić brakujące motki.
Jak już wspomniałam forma kształtowała się w mojej głowie na bieżąco. Najpierw wiedziałam tylko, że chcę okrągłego karczku i luźnej linii A. 
Potem przyszedł pomysł na wprowadzenie ściągacza pod biustem. Zrobiłam najpierw ściągacz 1x1, ale nie spodobał mi się i zastosowałam ścieg, który stosuję we wzmocnionej pięcie skarpety. W robótce dzierganej na okrągło wyglądało to tak: 1 rząd - *oczko prawe, oczko zdjęte bez przerobienia z nitką z tyłu*; 2 rząd - same oczka prawe. Przerobiłam tak chyba 20 rzędów i przyszła pora na wymyślenie sposobu poszerzenia dzianiny. 
Zdecydowałam się na marszczenia po bokach i jednocześnie wpadłam na pomysł oddzielenia tych bocznych marszczonych fragmentów od tych przednich i tylnych bez marszczeń za pomocą oczek udających szwy. Wykonane są tak samo jak fragment pod biustem, czyli: w jednym rzędzie zdejmowałam pojedyncze oczko bez przerobienia, a w następnym przerabiałam je na prawo. 
W następnej kolejności przyszedł pomysł zrobienia kieszeni. Chwilę trwało podejmowanie decyzji jakie to będą kieszenie: czy nakładane, czy wpuszczane. Jedno wiedziałam od razu, że użyję tej samej kolorowej włóczki, co w karczku. W końcu stanęło na wpuszczanych kieszeniach w odmiennym kolorze, który jest widoczny w noszonej swetrotunice.
Rękawy też trochę ewoluowały. Najpierw chciałam szerokie zbierane później w długi wąski ściągacz. Potem zamierzałam dziergać rękawy bez odejmowania oczek i zakończyć bez ściągacza. W końcu zdecydowałam się odejmować oczka w co 10 rzędzie i zakończyć mini ściągaczem 1x1. Wyszły dość luźne, ale takie są ok.
Do Remedium kolorystycznie idealnie pasuje chusta Zwariowany Wirus.
Swetrotunika została ukończona i zblokowana przedwczoraj, a dzisiaj zdążyła już mieć swoją premierę na leśnym spacerze.

Sądzę, że odczarowałam trochę te moje skarpety, bo jeszcze w trakcie dziergania Remedium zaczęłam snuć plany na następne duże projekty. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować. Energia na razie jest.

DANE TECHNICZNE:
Drops Nord - jasno szary - ok.450dag
Drops Fabel - ok. 40 dag 
druty: 3,0 i 2,5 (ściągacze)

środa, 10 marca 2021

Z archiwum X

czyli szydełkowa menażeria

    Dzisiaj sięgam po archiwalne prace i robię to nie dlatego, że nic nowego nie dziergam. 
Owszem, dziergam cały czas, ale... No właśnie, jest jakieś ale. To, co schodzi z moich drutów i jest gotowym projektem - to są nieustająco i niezmiennie skarpetki. Znowu powstało kilka par. Schowam je jednak do pudełka i wyciągnę na światło dzienne dopiero za jakiś czas. Nie mogę przecież tak totalnie zaskarpetkować tego miejsca. Podobno, co za dużo to niezdrowo, a poza tym co się odwlecze, to nie uciecze, jeszcze się nimi zdążę pochwalić.
       Równolegle obok skarpetek powstał duży projekt - kardigan. Brakuje mu jednak wykończenia, a mnie brakuje pomysłu na to wykończenie. Sweter musi więc poczekać na moją wenę, a z nią sprawa jest wielce niepewna - może przyjść jutro, a może dopiero za pół roku.
Mam rozpoczęty jeszcze jeden projekt. Jest nim sweter ewentualnie tunika (jeśli wystarczy włóczki) z okrągłym karczkiem. 
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam tyle równocześnie rozpoczętych projektów. Nie lubię się przecież rozpraszać i przeważnie doprowadzam jedną rzecz do końca i dopiero potem zabieram się za coś nowego - ale jak widać, nie tym razem.
        
Nie mam więc świeżo ukończonych projektów, które mogłabym pokazać (poza oczywiście skarpetami). Mam jednak jeszcze kilka prac nieopublikowanych, które czekają na swoją kolej.

Dziś padło na szydełkowe zabawki amigurumi. Inspiracja przyszła z blogów Honoraty i Iwony, które ostatnio pokazały swoje maskotki.
Ja prezentowałam już kiedyś szydełkowe pieski (klik), niedźwiadki (klik), króliczki (klik), laleczki Big Head Dolls (klik) oraz laleczki w stylu Lalylala (klik). Dzisiaj dokładam do mojej kolekcji amigurumi resztę menażerii. I tym samym pozbywam się zaległości. Więcej szydełkowych zabawek nie chowam w zanadrzu.
Muszę powiedzieć, że z przyjemnością przeglądałam pliki zdjęciowe w poszukiwaniu poniższych fotografii. Przeniosłam się wspomnieniami ok. cztery lata wstecz, kiedy to namiętnie, wręcz kompulsywnie szydełkowałam maskotkę za maskotką. Wypisz wymaluj tak,  jak obecnie dziergam skarpety. Znowu było lato 2017, a wraz z nim sesje ogródkowe i parapetowo-półkowe. 
Większość całej dużej kolekcji amigurumi rozdałam, w domu zostały chyba tylko trzy lub cztery zabawki, które zaanektowała moja suczka Nela. Lubi się nimi bawić, tarmosić i przytulać. I o dziwo, po tylu latach traktowania ich psimi zębami prawie nic złego się z nimi nie dzieje. Okazuje się, że chiński akryl jest prawie nie do zdarcia.
Mam jeszcze zapasy kolorowych motków, które ze względu na ich zgrzebność do niczego innego nie będą się nadawać, jak tylko na takie psie zabawki. Jak jeszcze znajdę czas i ochotę, żeby pojechać do jyska po tanie jaśki na wypełnienie maskotek, i nawiedzi mnie szydełkowe natchnienie, to może zrobię jeszcze kiedyś jakieś amigurumi.

P.S. Szukałam najpierw w czeluściach mojego komputera, następnie w odmętach przepastnego Internetu i znalazłam źródło tylko dla niebieskiej i brązowej żyrafy (klik)