czyli wszyscy nosimy moje udziergi :-)
Ależ ten czas pędzi! Dzisiaj mija rok od opublikowania pierwszego postu na moim blogu.
Długo, bo prawie pięć lat, zbierałam się do stworzenia tego miejsca. Z podziwem i z nutką zazdrości zaglądałam na blogi dziewiarek, najpierw tylko czytając wpisy i podziwiając piękne prace, później nieśmiało zaczynając komentować i zabierać głos w dyskusji. Wiele blogów wciągało mnie do tego stopnia, że zaczynając od kilku najbardziej aktualnych wpisów, decydowałam się przeczytać blog chronologicznie od początku do końca. A trzeba nadmienić, że czasami było to kilka lat intensywnego blogowania :-) Czytałam jak dobrą lekturę do poduszki. Z wielkim zainteresowaniem śledziłam ewoluowanie tych blogów, rozwój warsztatu dziewiarskiego, ale przecież nie tylko dziewiarskiego, ich bardzo kreatywnych właścicielek. Największą inspiracją były dla mnie (kolejność przypadkowa): swetry doroty, Wełniane myśli, Asja knits, Robótki Zdzichy, Biegając z drutami, Motki w szale i reszta, U Sivuchy i Bujanie w obłokach, czyli okiem i uchem Gackowej. Dziękuję Wam Dziewczyny za natchnienie!
Wprawdzie mentalnie zbierałam się bardzo długo, ale decyzję podjęłam spontanicznie, bez jakichś wielkich przygotowań. Po prostu weszłam w bloggera, na niewygodnym dla mnie w użyciu urządzeniu, tzn. na tablecie, poprzeglądałam dostępne motywy, wybrałam moim zdaniem najbardziej atrakcyjny wizualnie i wstawiłam pierwsze zdjęcie, pisząc przy tym kilka zdań.
Bardzo szybko okazało się jednak, że wybrany motyw nie dysponuje wszystkimi funkcjami, do których chciałabym mieć dostęp i dlatego zmieniłam go na obecny. Jego nazwę można zobaczyć w stopce bloga.
Później oczywiście długo bawiłam się w personalizowanie ustawień, tak by wizualna strona odróżniała mój blog od innych, używających tego samego motywu. I tak powstała wersja, którą widać dzisiaj, i póki co nie odczuwam potrzeby dokonywania zmian.
Tytuł bloga chodził mi po głowie od jakiegoś czasu, przy czym zauważyłam, że zwrot "po godzinach", a także "pomieszane z poplątanym" pojawiają się już w tytułach innych blogów. Nie wiedziałam, czy nie będzie to jakąś przeszkodą czy nie, ale z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że chyba nie jest. Bardzo chciałam użyć w tytule w jakiejś formie fleksyjnej przymiotnik poplątany, albo czasownik plątać, dlatego, że w dzieciństwie Ojciec, chyba trochę ironicznie, mówił mi, że "ciągle plączę te nici". Jako trochę zahukane dziecko, myślałam wtedy, że robię coś złego, że marnuję czas. Ale dziś wiem, że, cytując Stuhra z "Seksmisji", "natury się nie da oszukać". Jak ktoś plątanie nitek ma wpisane w DNA , to musi je plątać i już!
Z założenia Po godzinach, czyli pomieszane z poplątaniem, miał być rodzajem pamiętnika, czy inaczej mówiąc, pewnym rodzajem albumu z moimi pracami rękodzielniczymi. Chciałam je pokazać trochę szerszemu gronu niż najbliższa rodzina. I owszem, częściowo tym jest. Ale przecież nie tylko! Blog stał się czymś o wiele więcej.
Najcenniejszą wartością dodaną do mojego dziewiarskiego ekshibicjonizmu, są relacje, jakie nawiązują się między mną, a odwiedzającymi mnie gośćmi. Dokonująca się w komentarzach wymiana myśli i doświadczeń jest dla mnie bezcennym przeżyciem. Trudno opisać ten dreszczyk emocji, który poczułam, kiedy na drugi dzień po opublikowaniu pierwszego postu, pojawił się pod nim pierwszy komentarz. Nie zapomnę tej ekscytującej myśli w głowie: "Ojej, to się dzieje naprawdę, ktoś mnie odnalazł w tym sieciowym gąszczu".
Niedługo później pojawiła się propozycja Reni z Dziergawek, by wziąć udział w teście jej chusty. Po prostu zaniemówiłam, choć w głowie odbywała się gonitwa myśli i pytań: "Ale jak to? Ja? Testować? Przecież sama nigdy się do niczego nie zgłosiłam, bo przecież umiejętności nie na takim poziomie, bo nie wiem, jak to działa, bo nie wiem, czy jestem na tyle skrupulatną, by wszystko pomierzyć, policzyć, zważyć, bo, bo, bo..." Ten pierwszy test jednak mnie bardzo ośmielił i podbudował samoocenę. Reniu, dziękuję za zaproszenie:-)
Przyznaję, że czuję psychiczną więź ze wszystkimi dziewczynami pozostawiającymi ślad swojej wizyty w komentarzach. Przepraszam, że nie wymienię Was z imienia, czy nazwy bloga, ale wiedzcie, że cenię Wasze praktyczne uwagi, dobre słowo, poczucie humoru, a czasem refleksyjne podejście. To mnie bardzo podbudowuje i motywuje. Z przyjemnością zaglądam na Wasze blogi, gdzie znajduję za każdym razem mnóstwo inspiracji.
Okazuje się, że nie jestem jakimś reliktem przeszłości, że takich dziewiarskich freaków jak ja, jest wiele, często dużo młodszych i zdolniejszych ode mnie. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czerpać od Was pełnymi garściami pozytywną energię i w miarę możliwości przerabiać ją na oczka prawe i lewe lub słupki i półsłupki.
Dziękuję Wam wszystkim za to, że do mnie zaglądacie, zawsze z radością na Was czekam.
Jubileuszową prezentację otwieram zestawem: sweter plus skarpetki. Sweter to Rusałka, o której pisałam tutaj. Skarpety zaś wydziergałam z tej samej włóczki, ale dużo, dużo później - kiedy już załapałam, na czym polega dzierganie skarpet :-) Razem tworzą niezły komplet.
Tutaj Starsza Córka prezentuje kardigan Petrol&Indygo. W założeniu miał być dla mnie, ale w efekcie końcowym okazał się zbyt dopasowany, zaś Starsza bardzo dobrze czuje się w oversize'ach. I tak kardigan zmienił właścicielkę. Niedawno powstały skarpety, które ze względu na użytą włóczkę w obszarze palców, pięty i w ściągaczu świetnie się komponują ze swetrem.
Więcej o skarpetkach widocznych na zdjęciu można przeczytać w tym poście.
Na kolejnych zdjęciach Starsza Córka przedstawia czapkę i chustę. O Chuście (nie) do kompletu pisałam już tutaj.
Czapka zaś powstała według przepisu Makunki i można do niego zajrzeć tutaj.
Pusty cokół w Galerii Rzeźb w Parku Śląskim, niemalże krzycząc, zaprasza do tego, by na niego wskoczyć i zastygnąć w pozie statycznej lub w bardziej dynamicznej. Poniżej: "Women's power" spontaniczny performens Starszej Córki :-) Poniżej to "Dziewczyna 83" - można by ironicznie zapytać, a która to jest? No, nieee... ani ta z prawej, ani ta z lewej, lecz ta w środku. Taki tytuł nosi to kamienne dzieło L. Trybowskiego we wspomnianej już Galerii rzeźb w Parku Śląskim.
Na zdjęciach powyżej i poniżej mam na sobie bawełniano-jedwabny sweter Hydra i chustę Zwariowany wirus.
Poniżej dwa razy chusta i jeden raz sweter. Na pierwszym planie Serwatka - chusta dziergana w Serwach podczas letniego wyjazdu urlopowego. Młodsza Córka (która właśnie w tej chwili debiutuje na blogu) ma na sobie Smocze inspiracje, czyli chustę wydzierganą ściegiem krokodylej łuski. Dlaczego Partner Młodszej Córki ma na sobie Gorzki plaster miodu? Można o tym przeczytać tutaj.
W niniejszym poście mało napisałam o prezentowanych udziergach, ale to dlatego, że o większości z nich już się kiedyś rozpisałam. Zamieściłam więc wiele odsyłaczy do adekwatnych wpisów. Mam nadzieję, że zajrzycie przynajmniej do niektórych z nich i poznacie historie związane z powstaniem danego udziergu.
Pozdrawiam serdecznie wszystkie moje Czytelniczki i Czytelników (jeśli tacy są, to będzie mi miło jeśli ujawnią się w komentarzu).
P.S. Te piękne, profesjonalne zdjęcia są autorstwa Michała - bardzo mu dziękuję- zaś te zwykłe robiłam ja i Mąż:-) Dziękuję także dzieciom za zgodę na publikację wizerunku.