czwartek, 17 lutego 2022

Soft Touch

czyli  sweter, który nie gryzie


Jako przedstawicielka budżetówki od zawsze staram się oszczędzać i korzystać z tak zwanych okazji. 

W kontekście dzisiejszego sweterka pierwszą okazją była oferta włóczki, którą wypatrzyłam robiąc zwykłe zakupy spożywcze w Kauflandzie. Niezbyt często, ale jednak czasami się zdarza, że w tej sieciówce pojawiają się włóczki. Przeważnie są to akryle, obok których przechodzę obojętnie, ale wypatrzyłam tam już kiedyś dawno temu wełnę skarpetkową, z której najpierw dziergałam swetry (tu i tu), a dopiero później skarpety (np. tu). 
Zaś całkiem nie tak dawno temu zakupiłam stuprocentową wełnę z merynosa. Cena była atrakcyjna, pewnie o połowę niższa niż merino z sieci, kolory w guście młodszej córki, no i najważniejsze - włóczka była miła w dotyku, obiecująca komfort noszenia dzianiny nawet na gołej skórze. Grzechem byłoby nie kupić.

Drugą okazją były Mikołajki.

Marzena Kołaczek, kiedyś z Wełnianych Myśli, obecnie publikująca pod własnym nazwiskiem - bardzo kreatywna projektantka, zrobiła super gest w stronę swoich obserwatorek. Mianowicie w ramach mikołajkowego prezentu udostępniła nieodpłatnie jeden ze swoich projektów, który można było sobie dowolnie wybrać. Wszystkie jej projekty są atrakcyjne, więc wybór nie przyszedł mi łatwo, ale ostatecznie zdecydowałam się na Florę.
Było to moje pierwsze zmierzenie się z dzierganiem swetra według opisu. Początek był bardzo trudny, bo co chwila musiałam sprawdzać każdy skrót i każdy rząd schematu. Potem się wkręciłam i dzierganie szło mi dość szybko, ale pojawiły się pierwsze wątpliwości, mianowicie czy wybrałam właściwy rozmiar dla córki. Po rozdzieleniu karczku na korpus i rękawy doszłam do wniosku, że jednak emka będzie dla niej za duża, sprułam więc do fragmentu, gdzie następował podział dla rozmiaru S. Dziergałam dalej i po jakimś czasie znów dopadły mnie wątpliwości, tym razem czy sweter nie będzie przypadkiem za mały. Zrobiłam sobie przerwę w dzierganiu, żeby zblokować to, co już miałam i zobaczyć, czy będzie pasować. Przeżyłam szok. Wełna merino bardzo sprężynuje i taki "surowy" projekt wydawał mi się być zdecydowanie za mały, ale po zmoczeniu dzianina nabrała monstrualnych rozmiarów. Myślałam, że się załamię. Dałam jednak szansę robótce, rozłożyłam ją do wyschnięcia, poczekałam dwa dni i dzianina wróciła do rozsądnych rozmiarów. Mogłam dziergać dalej, ale...
Młodsza córka wpadła z wizytą, przymierzyła i widać było, że nie czuje się dobrze w tym projekcie. No cóż, mogłam ją wcześniej zapytać:-) 
Sweter wrócił najpierw do kłębkowej formy, potem do nawoju, który był moczony, suszony i następnie zwijany w kłębek, żeby w końcu mógł być znowu użyty. Dodałam sobie dużo pracy, ale zyskałam cenne doświadczenie - najpierw trzeba zapytać przyszłą właścicielkę, czy akceptuje projekt:-)
"Flora" nadal bardzo mi się podoba, ale i ja doszłam do wniosku, że będzie lepiej wyglądać, jeśli wydziergam ją z włóczki niejednolitej w odcieniu, lecz z wielotonowej, która nada głębię motywom. Tak więc "Floro", trochę cierpliwości;-)
    W efekcie Młodsza Córka otrzymała sweter mojego własnego pomysłu, robiony w jednym kawałku na okrągło od góry. Ściągacz pod szyją jest podwójny - oczka nabrane prowizorycznie na szydełkowy łańcuszek, następnie jest złożony na pół a oczka z dołu i góry ściągacza przerobione są razem. Kark jest profilowany rzędami skróconymi, tak samo zresztą jak i dekolt. Linia raglanu to dwa oczka, do których po obu stronach dobiera się oczka z rzędu poniżej. Daje to efekt linii szerokiej na jedno oczko. Dziwne, ale prawdziwe;-)
Prosty fason: korpus bez taliowania zakończony ściągaczem 1x1. Rękawy bez zwężania, w mankiecie odjęte kilkanaście oczek, zakończone ściągaczem 1x1.
Bardzo prosty wzór: lewe oczka przedzielone pionowymi liniami oczek prawych przerabianych w co drugim rzędzie.
Podczas blokowania swetra przeżyłam szok po raz drugi. Znowu sweter przybrał olbrzymi rozmiar, ale powiedziałam sobie: to nic, najwyżej zamiast córki, będzie go nosił zięć. Jednak po dwóch dniach suszenia sweter wrócił do normalnego rozmiaru. Uff...
    Sweter nosi nazwę "Soft Touch" - Delikatny Dotyk. Młodsza Córka ma wrażliwą skórę, więc prawie wszystkie swetry ją gryzą i drapią. Ten jest noszony, czyli co merino to merino. Warto było zaryzykować i kupić wełnę w supermarkecie:-)

    Młodsza Córka po raz pierwszy zgodziła się zaprezentować na sobie moje dzieło. Nie musiałam wykorzystać zdjęć na manekinie. Muszę przyznać, że plener i żywa modelka, nawet jeśli nie pokazuje twarzy, po wielokroć przebijają zdjęcia wykonane w domu na manekinie. 

Dziękuję Córciu, doceniam poświęcenie: dać się fotografować w lutym w samym swetrze to duże poświęcenie, nawet jeśli nie ma śniegu i świeci takie słońce😘

czwartek, 10 lutego 2022

Dwie pary do pary

czyli męski komplet raz


     Chciałam zacząć "Dawno, dawno temu, kiedy nie umiałam jeszcze dziergać skarpetek", ale zreflektowałam się, że przecież pierwsze koślawe skarpety zeszły z moich drutów półtora roku temu, czyli nie tak dawno temu, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że dziergam już od blisko czterdziestu (!!!) lat.  

Rozpocznę więc tak:

    Jakiś czas temu, kiedy jeszcze nie umiałam dziergać skarpetek, a bardzo chciałam się nauczyć, trafiłam w popularnym supermarkecie na "K" na atrakcyjną cenowo ofertę włóczek skarpetkowych. Zakupiłam kilka motków. Okej, powiem prawdę: motków nie było kilka, lecz kilkanaście. Zanim więc pojęłam na czym polega dzierganie skarpet, zdążyłam z tych włóczek wydziergać co najmniej dwa swetry: Skarpetowiec i Rusałkę. Ponieważ byłam pazerna na tanią wełnę superwash i zakupiłam jej zdecydowanie za dużo, to zalegała w pudełku, czekając aż wpadnę na pomysł jej wykorzystania.

    W końcu metodą prób i błędów posiadłam umiejętność dziergania skarpet i nareszcie mogłam uruchomić zapasy. Nie chciałam jednak dziergać kilku par w identycznym kolorze. Dlatego zaczęłam tę włóczkę farbować. Poniżej widać wyjściowy motek i moje próby farbowania sprzed roku.    Niedawno znowu sięgnęłam po barwniki i przygotowałam włóczkę na dwie pary skarpet.

Pierwszy motek przybrał odcienie niebieskiego, granatu i szarości z jaśniejszymi fragmentami, które nie uległy farbowaniu, w miejscach w których nawój był przewiązany nitką.
Nie mogłam się doczekać, aż wełna wyschnie i będę mogła zobaczyć jak te niuanse kolorystyczne układają się w robótce. Kolor wyszedł wielowymiarowy, co dodatkowo podkreśliłam prostym wzorem strukturalnym.
    Druga para powstała z motka w odcieniach zieleni. Ucieszyłam się, że kolor wyszedł nierówny i można się w nim dopatrzeć oprócz jaśniejszej i ciemniejszej zieleni, także plamy turkusu i przebitki koloru wyjściowego. Wykorzystałam bardzo podobny, choć nie identyczny motyw strukturalny jak w pierwszej parze.
    Obie pary są w tym samym rozmiarze i mogą stanowić komplet na męskie stopy. Nie żebym odmawiała kobietom takiego koloru czy wzoru - skarpety są po prostu duże.
    Czepiec w Weselu Wyspiańskiego pytał: "Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno?"
Parafrazując można mi zadać pytanie: Cóż tam, pani, na drutach siedzi? Skarpetki trzymają się mocno?
Odpowiadam: Tak, trzymają się mocno, cały czas dziergają się nowe pary, choć... w międzyczasie powstał jeden sweterek, który się właśnie od dwóch dni blokuje. Jak tylko wyschnie, to mam nadzieję, że będzie miał premierę na blogu:-)

UPDATE:

W odpowiedzi na pytanie Honoraty zamieszczam zdjęcie barwników, których użyłam do farbowania. Właśnie przeżyłam niemałe zdziwienie, bo nie są one przeznaczone do farbowania wełny(!?!?!?) 
Czasami warto NIE wiedzieć i zrobić swoje :-)