sobota, 20 lutego 2021

Knitted with love❤

czyli robię to, co kocham

       Robię to, co kocham, czyli wiadomo co - dziergam. Ostatnio prawie wyłącznie skarpetki. 

      Nazbierało się ich trochę. I choć od czasu do czasu jakaś para lub dwie znajdują nowego właściciela lub właścicielkę, to moja kolekcja i tak się systematycznie rozrasta. 

   Sprawia mi to prawie hedonistyczną przyjemność. Wiem, wiem, że "hedone" to znaczy właśnie "przyjemność" i wychodzi na to, że sprawia mi to "przyjemną przyjemność", ale mam wrażenie, że hedonistyczna przyjemność brzmi dobitniej i mocniej. A ja mam właśnie taką bardzo dużą przyjemność z dziergania i to na każdym z jego etapów:-)

    Najpierw wybieranie włóczek. Emocje jak na polowaniu - muszę się nagłówkować, żeby przy ograniczonym budżecie złowić motki w zadawalającej mnie kolorystyce, jakości, no i cenie. Póki co, pozostaję przy średniej półce cenowej, choć kusi mnie ta najwyższa. Ale jeszcze nie teraz, na razie mogę sobie do niej tylko powzdychać.
    Następnie pojawia się to cudne uczucie, kiedy przesyłka przychodzi do domu. Z ekscytacją porównywalną z tą, którą odczuwa dziecko rozpakowując swoje urodzinowe prezenty, otwieram paczkę i podziwiam swoje skarby - niemalże jak Gollum swój pierścień - my Precious ;-)
    Potem ma miejsce proces dziergania. Towarzyszy mu wyciszenie, odprężenie i spokój - po prostu pełny relaks. I czysta radość tworzenia, przerabiania wielu setek metrów nitki na coś konkretnego i użytecznego. Uwielbiam! 
    Na koniec przychodzi satysfakcja z ukończonego udziergu. Muszę przyznać, że coraz częściej jestem zadowolona z efektu końcowego. I to jest wspaniałe uczucie! 

    Skarpety nauczyłam się robić metodą od palców. Po zrobieniu kilkunastu par postanowiłam zmierzyć się z metodą dziergania ich od góry, czyli od listwy ściągacza. Pisałam o tym w poście Zauroczona.
Obie metody wydały mi się niedoskonałe, w każdej coś mi przeszkadzało i w obu miałam problem ze ściągaczem. Przeważnie był zbyt mało elastyczny i stawiał opór przy zakładaniu skarpety. Rzadziej, ale jednak zdarzyło się, że był zbyt luźny i nieładnie się układał na nodze.

    Aż pewnego dnia przeczytałam posta Nordstjerny, w którym podzieliła się linkiem do filmiku z metodą zamykania oczek ściągacza, którą sama stosuje. Sposób pokazany na filmie jest nie tylko elastyczny, ale także bardzo estetyczny. Miałam mały problem i chwilę mi zajęło opanowanie tej umiejętności, bo pani na filmiku prowadzi nitkę od prawej strony, a ja mam ją na palcu lewej ręki. Ale w końcu udało mi się załapać, o co chodzi. Po pierwsze nad prawym oczkiem zamyka się oczko na lewo, a nad lewym oczkiem na prawo. Po drugie, za każdym razem trzeba przełożyć nitkę niejako pod prąd, czyli w odwrotnym kierunku niż się układa, no i po trzecie - to już moja sugestia - trzeba wziąć grubsze druty. Dziergam skarpety drutami 2,0, a do zamykania oczek biorę 3,0.
Skorzystałam też z opisu na trochę inny ściągacz, który znalazłam u Dzianej BabyMyślę, że taka wersja prezentuje się całkiem nieźle. 
    Nie wszystkie skarpety zamierzam nosić. Te, które zaprezentowałam powyżej, starannie przechowuję i być może staną się prezentem dla kogoś dla mnie ważnego, a może kiedyś je spieniężę, a może sama zacznę je nosić? Jeszcze nie wiem. 
    Dziergam skarpety nie tylko z nowych włóczek, lecz wykorzystuję także włóczkę skarpetkową z odzysku. Tę poddaję najpierw procesowi farbowania. Jestem wyjątkowo zadowolona z wyniku barwienia nitki w dwóch poniższych parach. Kolor wyszedł nierówny, co mi się bardzo podoba i dodatkowo uzyskałam efekt piegów, co jest dodatkowym smaczkiem. Piegi to nic innego jak brak zabarwienia włóczki w kilku miejscach, gdzie nawój był związany nitką. Zrobiłam to dość ściśle i barwnik nie przedostał się w głąb. Obie pary trafiły do mojej koleżanki z podstawówki (!!!). Mam nadzieję, że dobrze się noszą.
    Po ilości zaprezentowanych skarpet można odnieść wrażenie, że nic innego nie dziergam. Otóż nie! 
Na wykończenie czeka puchaty kardigan. Brakuje mu tylko listew wykończeniowych z przodu.  
Muszę powiedzieć, że to bardzo dziwne uczucie przerzucić się z drutów nr 2,0 na 5,0 i bardzo niekomfortowo jest trzymać w rękach ciężar prawie kilograma, a nie kilkudziesięciu gramów. Z tego powodu mój zwyrodniały środkowy palec odezwał się bólem. I choć nie wiem, czy "mój ból jest większy niż twój", to musiałam przystopować z tym słusznej wagi udziergiem do momentu ustąpienia dolegliwości.
    Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak nadal dziergać skarpetki;-)

sobota, 6 lutego 2021

Inspiracje dwie

czyli czerpię pomysły z blogosfery

    Wiem, wiem, zgodnie z zapowiedzią miało być znowu o skarpetkach. No cóż, co się odwlecze, to nie uciecze. Skarpetki nigdzie nie odfrunęły, ba, zostały nawet sfotografowane i zapewne pojawią sie w następnym poście.
    Uznałam, że konieczny jest tematyczny płodozmian, a ponieważ z moich drutów ostatnio nie schodzi nic poza skarpetkami, to sięgnęłam do szafy i wydobyłam na światło dzienne dwa swetry wydziergane już jakiś czas temu. Jeden wiosenno-letni z bawełny Dropsa, drugi zaś jesienno-zimowy z wełny Nord Drops. 
    Ich cechą wspólną jest fakt, że powstały z inspiracji pracami dziewiarek, których blogi obserwuję.
    Pomysł na bawełniany sweterek zaczerpnęłam z bloga Robótki Zdzichy. Zdzisława dzieli się opisem wykonania Granatowej bluzki z lnu. Główną ideę swetra wzięłam właśnie z tego opisu, ale wprowadziłam po drodze kilka swoich modyfikacji. 
    Moja wersja ma dłuższe rękawy, tak na oko jakieś 7/8 i wydłużony rzędami skróconymi tył. Inaczej także wykończyłam dekolt: zamiast ściągacza 1x1 zastosowałam i-cord. 
    Wydaje mi się (bo nie pamiętam już dokładnie), że zastosowałam ciut inny wzór ażurowych listków. Ale i tak są bardzo podobne do tych z wersji Zdzisławy.
    Kolor włóczki nie dał się ładnie sfotografować, wyszedł jakoś blado i nijako. W rzeczywistości jest to zieleń w odcieniu zbliżonym do koloru szałwii, albo może mięty. 
    Bawełna, jak to bawełna, dobrze się nosi, bo jest przewiewna i niegryząca, ale źle się pierze. Chociaż nie, pierze się dobrze, ale suszy się długo, co jest trochę denerwujące. No i gniecie się. Widać to na zdjęciach. Mnie to jednak jakoś bardzo nie przeszkadza.
    Wełniany sweter w kolorze mgły powstał z inspiracji projektem nr 2 z bloga Dzianiny Doroty. Dorota jest bardzo kreatywną dziewiarką. Jej projekty są niezwykle oryginalne w formie i w zastosowanej gamie kolorystycznej. Szkoda, że tak rzadko publikuje swoje posty.
    Moja wersja nie jest ani tak owersajzowa, ani tak długa, jak wersja Doroty. Przyczyna jest, jak zwykle u mnie, najbardziej prozaiczna z prozaicznych, czyli ograniczone zasoby włóczkowe.
    Można zauważyć, że sweter jest dość często eksploatowany i pojawiły się farfocle, tzn. trochę się mechaci. Będę musiała zainwestować albo w golarkę do swetrów, albo w lepszą jakościowo włóczkę. Ciekawe, co jest bardziej ekonomiczne:-)
    Przy okazji pisania tego posta, zajrzałam do bloga Doroty i na nowo zachwyciłam się jej wersją projektu. I tak sobie myślę, że warto będzie zakupić wystarczającą ilość włóczki, by wydziergać właśnie taki, odpowiednio luźny tuniko-sukienko-sweter.
     A Wy? Czerpiecie czasem inspiracje z projektów koleżanek/kolegów po dziewiarskim fachu? Czy dziergacie, korzystając wyłącznie z własnej wyobraźni?