środa, 21 października 2020

Ene due rike fake

torba borba ósme smake, eus deus kosmateus i African flowers koc!

Niestety nie podejmuję decyzji, za który projekt się aktualnie zabrać. Tą dziecięcą wyliczanką wybieram, którą dawno wydzierganą pracę wyjąć z archiwum, żeby pochwalić się nią na blogu, aby ten z kolei nie zarósł pajęczyną. 
Przyczyna odkurzania staroci jest prozaiczna - jest nią brak bieżących ukończonych projektów. Wprawdzie niedawno zszedł mi z drutów kardigan, ale nie jestem zadowolona z wykończenia. Mianowicie, ściągacz wywija się nieładnie za zewnątrz, co psuje cały efekt. Dlatego czeka mnie kolejne podpruwanie (szkoda, że po drodze nie liczyłam które), a że nie jest to moja ulubiona czynność, to odkładam ją na nie wiadomo kiedy. Mam tylko nadzieję, że nie na święte nigdy.
Cały czas jestem wkręcona w produkcję skarpet :-) jeszcze mi nie przeszło, a wręcz przeciwnie - dopiero rozkręcam się. Niestety nie mam zdjęć, czekam, może niedługo Starsza Córka się zmobilizuje i trochę je obfotografuje.

No i padło na koce. Obrus i maskotki poczekają na następne przestoje w dzierganiu.

Zreflektowałam się właśnie, że cokolwiek bym wybrała do dzisiejszej prezentacji, to pokazałabym efekt mojej przyjaźni z szydełkiem, która, niestety albo stety, została zastąpiona przez fascynację drutami.

Oba koce są wariacją na temat African flowers

Pierwszy wyszydełkowałam Zielono-różowy lub jak kto woli różowo-zielony w jasnoszarym obramowaniu. Dołożyłam też symetryczny motyw pojedynczych niebieskich kwiatów, żeby praca nie była taka nudna i żeby było wiadomo ile rzędów brakuje do końca projektu. Użyłam najtańszej włóczki dostępnej w osiedlowej pasmanterii - mianowicie 100% akrylu Kocurek. Niestety nie przypomnę sobie zużycia, bo czasy to już bardzo odległe - cud, że zachowałam jeszcze tych kilka zdjęć. 
Dziergając z elementów, zawsze łączę je od razu w całość - jestem niecierpliwa i jak najszybciej chcę widzieć jak się prezentują połączone. Wiem, że niektóre dziewiarki szydełkują najpierw wszystkie elementy, a dopiero później zestawiają je i łączą. Ja chyba bym umarła z nudów, gdybym najpierw musiała zrobić 350 elementów, nie licząc połówek na brzegi, i dopiero później je układała w całość. Nie, ja muszę widzieć jak pracy przyrasta - to mnie motywuje.
Koc prawie ukończony - brakuje dwóch ostatnich rzędów
Drugi koc African flowers powstał w wersji wielokolorowej. Kolory wybrałam żywe, optymistyczne, takie bardzo słoneczne. Włóczka ta sama, tzn. Kocurek 100% akryl.
Ostatni, 350-ty element :-)
Uwieczniam tutaj te dwie kocyko-narzutki, bo przez cztery lub pięć lat już się bardzo wysłużyły. Intensywne użytkowanie i regularne pranie w pralce też im za bardzo się nie przysłużyło - oba koce zaczynają się sypać, tzn. pruć w kilku miejscach. Niedługo pewnie będę musiała się z nimi pożegnać na zawsze :-(
Tyle grzebania w starociach na dzisiaj. Mam nadzieję, że wkrótce wróci mi werwa, wena i wiara w to co robię - 3xW :-)

wtorek, 6 października 2020

Idę za ciosem

 czyli kolejna para skarpetek

Druga para w moim dziewiarskim życiu, pierwsza, z której jestem w pełni zadowolona. 
W produkcji tychże skarpet zastosowałam wszystkie wnioski, które wysnułam dziergając pierwszą prototypową, bardzo niedoskonałą parę (klik).

Po pierwsze - użyłam cieńszych drutów - z 2,5 zeszłam do 2,0. Była to dobra decyzja - połączona ze zmianą włóczki dała bardzo dobry efekt. Oczka są akurat, nie powstawały dziury, a grubość skarpetek jest w sam raz, żeby bez problemu zmieścić stopę w bucie.
Po drugie - w głównej części zastosowałam wełnę skarpetkową - resztki Fabel Drops po tuningu, o którym za chwilę. Palce, pięta i ściągacz to Nord Dropsa - nie jest to typowa włóczka skarpetkowa, ale ponoć się nadaje dzięki dość dużemu procentowi poliamidu. Mam nadzieję, że wytrzyma jakiś czas użytkowania.
Po trzecie - inaczej podzieliłam oczka przy wykonywaniu pięty rzędami skróconymi, co dało optymalną głębokość.
Po czwarte - oprócz dodania kilku oczek na podbicie przed wyrobieniem pięty, odjęłam później tę samą ilość po jej wyrobieniu. Efekt jest taki, że skarpetka dobrze przylega do stopy.
I po piąte - wpadłam, po kilku próbach kończących się podpruwaniem, na sposób elastycznego, ale nie za bardzo, zamykania oczek. Dzięki czemu ściągacz ani nie uciska, ani nie odstaje od łydki.
Na zdjęciu pokazuję trzy tuningowane, czyli farbowane przeze mnie juz jakiś czas temu, resztkowe kłębki pozostałe po innych projektach. Wszystkie trzy to Drops - na pierwszym planie Flora (65% wełna 35% alpaka) w oryginale w nieciekawym czerwonym kolorze, w środku 100% Alpaca pierwotnie beżowa i na końcu Fabel (75% wełna 25% poliamid) wyjściowo musztardowy. 
Można mi wierzyć, bądź nie, ale wszystkie włóczki włożyłam do garnka z farbą równocześnie i wyjęłam je w tym samym czasie. Mieszałam dwa barwniki: amarantowy i czarny. Po wyjęciu nawojów z kąpieli szczęka mi opadła - byłam totalnie zaskoczona faktem, jak skład włóczki i kolor wyjściowy mają fundamentalny wpływ na efekt końcowy farbowania.
Jak widać na tę parę skarpetek wybrałam ostatni kłębek. Kontrastowej włóczki użyłam dlatego, że nie byłam pewna, czy wystarczy mi resztek Fabela na obie pary - post factum stwierdzam, że wystarczyłoby na styk, ale myślę, że wyróżnienie palców, pięty i ściągacza innym kolorem, ma swój urok.
Przepis na skarpetki:

Nigdy nie redagowałam, żadnego dziewiarskiego opisu, więc być może, a nawet na pewno, nie będę precyzyjna. Postanowiłam jednak podzielić się moimi notatkami, bo szukając w sieci metod dziergania skarpetek od palców, znalazłam owszem sposoby jak zacząć i jak wrabiać piętę, ale nie za bardzo wiedziałam, od ilu oczek zacząć, ile dodać na szerokość, ile rzędów przerobić na długość i jaka wysokość cholewki i ściągacza będzie wystarczająca. Do tego doszłam próbując i prując, i dalej próbując.
Nabrałam metodą podpatrzoną u Makunki kontrastową włóczką 2x11 oczek. Dobierałam w co drugim rzędzie po prawej i lewej stronie, na górze i dole skarpety (4 oczka) aż do uzyskania 50 oczek na drutach (2x25). Zmieniłam włóczkę na główny kolor.
Potem przerabiałam prosto 50 rzędów. Dla ułatwienia liczenia wpinałam markery co 10 rzędów.
Następnie w dolnej części skarpety dodałam w co drugim rzędzie 5x2 oczka. Na tym etapie góra skarpety liczy 25 oczek, dół - 35 oczek.
Pięta jest wyrabiana rzędami skróconymi na dolnej części skarpety. Metodę zaczerpnęłam od Joli Mazurek. Zmieniłam włóczkę na kontrastową. Podzieliłam oczka następująco: 11+13+11 (w sumie 35 oczek). Najpierw "odejmowałam" oczka rzędami skróconymi do środkowych 13 oczek, a następnie "dodawałam" oczka tą samą metodą. Po wykonaniu pięty wróciłam do włóczki w głównym kolorze. Po bokach w miejscach przejścia z jednego koloru do drugiego podnosiłam jedno oczko z rzędu poniżej i przerabiałam je razem z kolejnym - nie tworzą się wtedy dziury na łączeniach.
Następnie na dolnej stronie skarpetki odjęłam w co drugim rzędzie 2x5 oczek. Góra i dół znów liczą po 25 oczek. Na cholewkę przerobiłam kolejnych 40 rzędów. Zmieniłam włóczkę na kontrastową i przerobiłam 20 rzędów ściągacza 1x1. 
Zamknęłam oczka następująco: nad prawym oczkiem stosowałam elastyczne zamykanie Intensywnie Kreatywnej, nad lewym zwykłe. Wyszło optymalnie.
Skarpety pasują na stopę rozmiaru 37-39.

Nie wiem, czy ktoś poza mną rozumie to, co tu napisałam. Jeśli tak, to super, jeśli nie, to przynamniej  ja nie muszę się martwić, że zgubię notatki :-) 

Skarpetki przetestowałam już w ciągu 8 godzinnego dnia pracy. Trochę się bałam, że nie wytrzymam w tej wełnie tak długo, że stopy będą się pocić, bo dzień nie był super zimny. Ale nic z tych rzeczy. Jestem zachwycona. Trudno w to uwierzyć, ale nigdy nie chodziłam w wełnianych skarpetach do butów i nie miałam okazji sprawdzić na własnej skórze, że to, co piszą o właściwościach wełny to szczera prawda. Na skarpetkach po całym dniu chodzenia nie czuć było potu, lecz wełnę. Może nie jestem do końca normalna, ale lubię zapach wełny, zwłaszcza mokrej :-) Skarpety wyprałam więc ręcznie i tutaj też miłe zaskoczenie - nie rozciągnęły się. Dobrze to wróży kolejnym parom.

Nie ma co dużo gadać, zafiksowałam się pozytywnie w temacie skarpet - znikam więc pobuszować w sieci za fajnymi wełnami skarpetkowymi :-)