czyli rozpoczynam przygodę z żakardem
Skarpety bez dwóch zdań zdominowały moją dziewiarską aktywność i choć zdarzają mi się małe odskocznie, to generalnie motywem wiodącym są skarpetki. Nie zamierzam z tym walczyć. Poczekam, aż samo mi przejdzie, a może i nie ;-)
Byłam już zafiksowana przez dłuższy czas na różnych rzeczach, najdłużej chyba na szydełku, produkowałam wtedy hurtowo zazdrostki, serwety i obrusy. Minęło.
Potem przerzuciłam się na pledy z elementów, a następnie na szydełkowe zabawki amigurumi. Przeszło.
Później przyszedł długi okres swetrowy, przerywany od czasu do czasu przez inne części garderoby: chusty i czapki.
Jednak odkąd półtora roku temu zrobiłam pierwsze koślawe skarpety, faza swetrowa choć nie odeszła całkiem w odstawkę, to czasowo wyraźnie spowolniła, a obok niej, równolegle pojawiła się faza skarpetkowa.
Obecnie z moich cieniutkich drutów skarpety schodzą regularnie co kilka dni.
Zaczynałam od metody rozpoczynania od palców, teraz moją ulubioną jest ta robienia skarpet od góry. Większość z moich skarpet była robiona zwykłym dżersejem. Całą atrakcją była uroda samej włóczki. Nie polubiłam się zbytnio z wzorami strukturalnymi i ażurami, ale nie mówię ostatniego słowa, wszystko ma swój czas, więc może ich czas jeszcze nie nadszedł.
Dwóch nitek używałam już wcześniej, ale tylko w motywie paseczków zmienianych w każdym rzędzie. Nie było to więc równoczesne dzierganie dwoma kolorami.
Moim marzeniem było zmierzenie się z techniką żakardu, ale na przeszkodzie stała moja nieumiejętność takiego prowadzenia dwóch nitek na palcu wskazującym lewej ręki, żeby zachować między nimi odpowiedni odstęp i móc później swobodnie dziergać raz jednym raz drugim kolorem.
Wiem, że są specjalne gadżety, np. pierścionki do żakardów, które ułatwiają separację obu nitek. Dowiedziałam się nawet, że Mikołaj podrzuci mi taki pod choinkę, ale do świąt jeszcze zostało trochę czasu, a ja jestem w gorącej wodzie kąpana. Spróbowałam nauczyć się dziergać żakardem bez dodatkowych akcesoriów. Ale choć podglądałam mnóstwo filmików na YT, to łatwo nie było i zaliczałam prucie za pruciem. Aż w końcu trafiłam na taki film, który wreszcie do mnie przemówił. Zrozumiałam, że nie jest to nic trudnego i że nawet przy moim braku koordynacji, poradzę sobie.
Nieocenioną okazała się znowu Intensywnie Kreatywna i jej metoda na "cwaną dziewiarkę". Piszę znowu, bo wielokrotnie korzystałam, z jej podpowiedzi, rozwijając tym samym mój dziewiarski warsztat. W tym filmie, ok. 58 minuty Intensywnie Kreatywna pokazuje, jak zawinąć obie nitki na palcu, żeby bez przeszkód dziergać żakardem.
Moje pierwsze żakardowe skarpety nie mają skomplikowanego wzoru, chodziło mi wyłącznie o przećwiczenie techniki prowadzenia dwóch nitek. Przy drugiej skarpetce szło mi już całkiem sprawnie. Efekt mnie zadowolił, nie było ani dziur, ani zbytniego ściągania nitek z tyłu.
Skoro pierwszy żakard mnie zadowolił, przy drugim pokusiłam się o trochę trudniejszy wzór. Zrobiłam nim jednak tylko cholewkę, bo praca trochę mi się ślimaczyła i chciałam ciut przyspieszyć. Dlatego wprowadziłam dobrze przeze mnie opanowane paseczki i praca szybko dobiegła końca.
Moją refleksją po wydzierganiu dwóch żakardowych par skarpet jest, iż ta technika, przez to, że po lewej stronie prowadzi się obie nitki, sprawia, że dzianina jest strasznie gruba. Nie wiem, czy będę gotowa nosić tak ciepłe skarpety.
Nie samym żakardem jednak żyję. W poniższej parze testowałam nową dla mnie włóczkę skarpetkową, zakupioną w sieciówce Action. Włóczka Alison&Mae Selfstriping Sockyarn była tania, ale robiło się nią całkiem przyjemnie. Nie wiem jeszcze jak się zachowuje w użytkowaniu. Ocenię po jakimś czasie.
Mimo iż, włóczka jest farbowana w regularne kolorowe paski, to i tak stosowałam markery do liczenia rzędów, miałam wtedy pewność, że obie będą identyczne.
Ciekawski Mietek, kot Starszej Córki "pomagał" mi fotografować:-)
I na koniec jeszcze czarne tweedowe skarpety wykonaną wełną skarpetkową Trekking Tweed od Zitron Atelier. Lubię serię Trekking XXL. Robiłam z niej już wielokrotnie, niektóre* skarpety sama noszę, piorę w pralce i nic złego się z nimi nie dzieje.
*inne idą w świat:-)
Przy okazji fotografowania skarpet z dna szuflady wyjęłam moje prace szydełkowe. Fajnie, że mogą zaistnieć w roli tła, nawet jeśli jest ono bardzo fragmentaryczne.
P.S. Obserwując blogi niemieckie, czy śledząc niemieckie konta na Instagramie, zauważyłam, że tamtejsze dziewiarki wspominając jaką włóczką pracują, używają praktycznie identycznej formułki, że jest to post niesponsorowany i reklama nie została zlecona. Chyba jest to wymóg prawny.
W takim razie ja też nadmienię, że wymieniając nazwy produktów i firm nie robię tego na zlecenie, a jedynie dla informacji koleżanek dziewiarek, w celu wymiany opinii i doświadczeń;-)