sobota, 12 listopada 2022

Hurtowo

czyli skarpetkowy zapał mnie nie opuszcza

    Od jakiegoś czasu dziergam skarpetki prawie non stop, z krótkimi przerwami na coś innego. No cóż, wciągneło mnie bez reszty. Mała forma, szybko się dzierga, bo technikę mam już opanowaną, a więc efekt widoczny jest niemal od razu - to zapewnia mi radość i satysfakcję z mojej pracy. 
Przyjemność z dziergania jest na tyle duża, że przedkładam ją nad dokumentowanie zarówno procesu twórczego jak i efektu końcowego. Wolę wrzucić na druty nową włóczkę i rozpocząć pracę nad kolejnym projektem, niż wymyślać, jak atrakcyjnie sfotografować gotowe udziergi, a następnie to po prostu zrobić. Dlatego nie dość, że zdjęcia moich skarpet są na tzw. jedno kopyto, to po drugie, mam duże opóźnienie w prezentowaniu ich tutaj na blogu.

    Dzisiaj nie wymyślę już nowych, cudownych aranżacji planu dla moich skarpetkowych sesji, ale przynajmniej nadrobię zaległości w prezentacji. 

    Ostrzegam: trochę się tego nazbierało, więc będzie hurtowo.

    Prototyp poniższego wzoru powstał jako szósta para w serii Mint Time Socks. Bardzo spodobała mi się forma skarpetek z krótką cholewką z wydłużonym tyłem, który nazwałam nadpiętkiem. Taki model bardzo ładnie leży na stopie, w co trzeba uwierzyć mi na słowo, bo nie mam odpowiedniego zdjęcia. Ozdobny motyw znajduje się tylko po zewnętrznej stronie, tak więc mamy tu konkretnie lewą i prawą skarpetkę. Włóczka to Jawoll Twin od Langa*. Bardzo dobrze mi się nią pracuje i zachwycają mnie przejścia kolorystyczne, dlatego wykupiłam prawie całą gamę kolorystyczną. Tutaj w wersji lila-róż.
    Dwie bliźniacze pary tego samego wzoru w wersji miętowej oraz lila-róż.
"Half of the Rainbow Socks" i "Other Half of the Rainbow Socks" czyli Połowa i Druga Połowa Tęczy. Z jednego motka powstała jedna skarpetka z każdej pary. Pierwsza para ma nieco wyższą cholewkę, druga ma formę prawie klasycznych stopek. Razem tworzą pełną tęczę i są bogactwem koloru w kompaktowej formie.
    Przy kolejnych dwóch parach wróciłam do pracy z włóczką skarpetkową Fabel od Dropsa*, której spory zapas spoczywa w moich pudłach. Można się więc będzie spodziewać nie jednej ani nawet nie dwóch par z serii Fabelowe Dropsowe. Lubię miksować ze sobą te drukowane włóczki. Efekt jest zawsze miłą niespodzianką.
    Tutaj "Fabelowe Dropsowe" zmieniły troche formę - mają krótką cholewkę i nadpiętek. Uwielbiam też nazwy nadane przez producenta poszczególnym kolorom.
Pierwsza para to mieszanka Nadbrzeża (nr 914) i Głębi Oceanu (nr 917), druga zaś to kolorystyczny koktail, tzn. Czerwone Chili (nr159) zmieszane z Jagodowym Marzeniem (nr330).
    Po wydzierganiu tych dwóch powyższych par z Fabel Dropsa, znowu wróciłam do pracy z Lang Jawoll Twin.
Różowe stopki z prostym żebrowanym wzorem oraz szaro-lila-róż z drobnym ażurowym motywem, powstały z tych samych motków.
    Kolejne dwie pary to także dwa końce jednego motka.
    Z zewnętrznego, bardziej błękitnego koloru powstały skarpetki na zamówienie mojej szwagierki. Powtórzyłam wzór z Mint Time Nr 5, zrobiłam je tylko w nieco większym rozmiarze.
    Z wewnętrznego koloru wydziergałam "Cornflower Ankle Socks", czyli stopki z motywem chabrowych kwiatuszków. Tutaj nie zastosowałam nadpiętka, lecz wróciłam do tradycyjnego ściągacza.
    Zaprezentowane powyżej skarpetki zeszły z moich drutów na przestrzeni dwóch miesięcy, między początkiem września a końcem października. Nie wiem, czy dziewięć par to dużo czy mało. Chyba w sam raz biorąc pod uwagę fakt, że przecież pracuję zawodowo i że w tym samym czasie wydziergałam również sporych rozmiarów szal, który ciągle jeszcze czeka na chowanie nitek, blokowanie, sesję fotograficzną, i dopiero potem wpis na blogu.

*Post nie jest sponsorowany, podaję nazwę włóczki i producenta, w celu wymiany dziewiarskich doświadczeń.

sobota, 5 listopada 2022

Biszkoptowy na końcu świata

czyli  Biscuit Combination po raz drugi

W zeszłym roku w sierpniu wydziergałam sweterek dla młodzej córki. Pisałam o tym  tutaj

Sweter zawdzięcza swoją nazwę biszkoptowemu kolorowi i połączeniu dwóch konstrukcji: okrągłego karczku i raglanu. Włóczka miała przyzwoity skład: 40% akrylu, 35% merino i 25% alpaki. 

Młodsza córka jest bardzo wrażliwa na nawet najmniejsze podgryzanie włóczki, ale pomyślałam sobie, że przecież akryl nie gryzie, a i merino nie drażni skóry. Wprawdzie we włóczce jest jeszcze udział alpaki, ale przecież niewielki. 

No cóż, okazało się, że 25% alpaki w składzie, to dla Juli o 1/4 za dużo.

I tak Biszkoptowy trafił do starszej córki, króra nie ma problemu z gryzącą wełną. 

Bardzo zabawne, bo to przeważnie młodsze rodzeństwo nosi ubrania po starszym, a w tym przypadku jest na odwrót.

Konsekwencją zmiany właścicielki była konieczność małej przeróbki, a dokładniej rzecz ujmując - DOróbki. Starsza córka jest wyższa od młodszej, dlatego musiałam przedłużyć korpus swetra oraz rękawy.  Poszło szybko, bo całość przeróbki z pruciem ściągaczy, dorabianiem około 10 cm oraz odtworzeniem ściągaczy zajęło mi jeden dzień.

Zawsze bardzo się cieszę, kiedy moje udziergi są noszone. Dlatego niesamowicie ucieszyłam się, że Lila zabrała zrobiony przeze mnie sweterek na wyjazd poza koło podbiegunowe. A już totalnie szczęśliwa jestem z powodu, że z myślą o moim blogu, razem z Michałem zorganizowali sesję z cudownym islandzkim krajobrazem w tle.

Dziękuję:-)


Piękno tkwi w surowości i prostocie, nieprawdaż?