czyli robię to, co kocham
Robię to, co kocham, czyli wiadomo co - dziergam. Ostatnio prawie wyłącznie skarpetki.
Nazbierało się ich trochę. I choć od czasu do czasu jakaś para lub dwie znajdują nowego właściciela lub właścicielkę, to moja kolekcja i tak się systematycznie rozrasta.
Sprawia mi to prawie hedonistyczną przyjemność. Wiem, wiem, że "hedone" to znaczy właśnie "przyjemność" i wychodzi na to, że sprawia mi to "przyjemną przyjemność", ale mam wrażenie, że hedonistyczna przyjemność brzmi dobitniej i mocniej. A ja mam właśnie taką bardzo dużą przyjemność z dziergania i to na każdym z jego etapów:-)
Najpierw wybieranie włóczek. Emocje jak na polowaniu - muszę się nagłówkować, żeby przy ograniczonym budżecie złowić motki w zadawalającej mnie kolorystyce, jakości, no i cenie. Póki co, pozostaję przy średniej półce cenowej, choć kusi mnie ta najwyższa. Ale jeszcze nie teraz, na razie mogę sobie do niej tylko powzdychać.
Następnie pojawia się to cudne uczucie, kiedy przesyłka przychodzi do domu. Z ekscytacją porównywalną z tą, którą odczuwa dziecko rozpakowując swoje urodzinowe prezenty, otwieram paczkę i podziwiam swoje skarby - niemalże jak Gollum swój pierścień - my Precious ;-)
Potem ma miejsce proces dziergania. Towarzyszy mu wyciszenie, odprężenie i spokój - po prostu pełny relaks. I czysta radość tworzenia, przerabiania wielu setek metrów nitki na coś konkretnego i użytecznego. Uwielbiam!
Na koniec przychodzi satysfakcja z ukończonego udziergu. Muszę przyznać, że coraz częściej jestem zadowolona z efektu końcowego. I to jest wspaniałe uczucie!
Skarpety nauczyłam się robić metodą od palców. Po zrobieniu kilkunastu par postanowiłam zmierzyć się z metodą dziergania ich od góry, czyli od listwy ściągacza. Pisałam o tym w poście Zauroczona.
Obie metody wydały mi się niedoskonałe, w każdej coś mi przeszkadzało i w obu miałam problem ze ściągaczem. Przeważnie był zbyt mało elastyczny i stawiał opór przy zakładaniu skarpety. Rzadziej, ale jednak zdarzyło się, że był zbyt luźny i nieładnie się układał na nodze.
Aż pewnego dnia przeczytałam posta Nordstjerny, w którym podzieliła się linkiem do filmiku z metodą zamykania oczek ściągacza, którą sama stosuje. Sposób pokazany na filmie jest nie tylko elastyczny, ale także bardzo estetyczny. Miałam mały problem i chwilę mi zajęło opanowanie tej umiejętności, bo pani na filmiku prowadzi nitkę od prawej strony, a ja mam ją na palcu lewej ręki. Ale w końcu udało mi się załapać, o co chodzi. Po pierwsze nad prawym oczkiem zamyka się oczko na lewo, a nad lewym oczkiem na prawo. Po drugie, za każdym razem trzeba przełożyć nitkę niejako pod prąd, czyli w odwrotnym kierunku niż się układa, no i po trzecie - to już moja sugestia - trzeba wziąć grubsze druty. Dziergam skarpety drutami 2,0, a do zamykania oczek biorę 3,0.
Skorzystałam też z opisu na trochę inny ściągacz, który znalazłam u Dzianej Baby. Myślę, że taka wersja prezentuje się całkiem nieźle.
Nie wszystkie skarpety zamierzam nosić. Te, które zaprezentowałam powyżej, starannie przechowuję i być może staną się prezentem dla kogoś dla mnie ważnego, a może kiedyś je spieniężę, a może sama zacznę je nosić? Jeszcze nie wiem.
Dziergam skarpety nie tylko z nowych włóczek, lecz wykorzystuję także włóczkę skarpetkową z odzysku. Tę poddaję najpierw procesowi farbowania. Jestem wyjątkowo zadowolona z wyniku barwienia nitki w dwóch poniższych parach. Kolor wyszedł nierówny, co mi się bardzo podoba i dodatkowo uzyskałam efekt piegów, co jest dodatkowym smaczkiem. Piegi to nic innego jak brak zabarwienia włóczki w kilku miejscach, gdzie nawój był związany nitką. Zrobiłam to dość ściśle i barwnik nie przedostał się w głąb. Obie pary trafiły do mojej koleżanki z podstawówki (!!!). Mam nadzieję, że dobrze się noszą.
Po ilości zaprezentowanych skarpet można odnieść wrażenie, że nic innego nie dziergam. Otóż nie!
Na wykończenie czeka puchaty kardigan. Brakuje mu tylko listew wykończeniowych z przodu.
Muszę powiedzieć, że to bardzo dziwne uczucie przerzucić się z drutów nr 2,0 na 5,0 i bardzo niekomfortowo jest trzymać w rękach ciężar prawie kilograma, a nie kilkudziesięciu gramów. Z tego powodu mój zwyrodniały środkowy palec odezwał się bólem. I choć nie wiem, czy "mój ból jest większy niż twój", to musiałam przystopować z tym słusznej wagi udziergiem do momentu ustąpienia dolegliwości.
Tak więc nie pozostaje mi nic innego jak nadal dziergać skarpetki;-)
Niezła kolekcja. Ciekawa jestem cardigan. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu:-)
UsuńMam nadzieję, że wkrótce zbiorę się w sobie i dokończę wspomniany kardigan;-)
Wspaniała kolekcja skarpetkowa. Skarpetkowanie uzależnia, wiem coś o tym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Emilio:-) Jeszcze do niedawna podchodziłam sceptycznie do takich stwierdzeń, że skarpetkowanie uzależnia. Teraz już wiem, że to najszczersza prawda.
UsuńDoskonale znam wszystkie te przyjemności, stale ich doświadczam. Dla mnie przyjemnością związaną z dzierganiem jest też oglądanie prac innych osób. Miło popatrzeć na tak bogaty zbiór skarpetkowy, zwłaszcza gdy samemu czuje się pewien niedosyt. Włóczki ze średniej półki mają bardzo dobrą jakość i spory wybór kolorów, jest w czym wybierać, mieszać i łączyć, co widać w Twoich skarpetkach. A ciapki z ręcznego farbowania cudne. Serdecznie pozdrawiam, z akcentem na zdrowie dłoni i palców, musisz dbać o nie:-)
OdpowiedzUsuńTeż lubię popodglądać sobie prace innych. Napędza to moją motywację i prowokuje do próbowania sił w różnych formach i technikach. Jeśli chodzi o włóczki skarpetkowe, to nie mam zbyt wielkiego doświadczenia. Dziergałam z Alize Superwash - tania, przyjemna w przerabianiu, ale noszenie i pranie jej nie służy, dlatego nie jestem z niej zadowolona. Robiłam też z Atelier Zitron Trekking XXL. Ta włóczka jest w miarę przystępnej cenie i jest zdecydowanie lepszej jakości. Farbuję dyskontową włóczkę Talentus. Ta była bardzo tania, ale nie jest najgorsza. Wkrótce zacznę dziergać z Dropsowego Fabela - zobaczę, czy będę zadowolona.
UsuńO dłonie zamierzam dbać, bo to dla dziewiarki najważniejsza część ciała;-)
Przepiękny zestaw! Też nie wiem, czy bym je nosiła, bo tak ładnie się prezentują razem w pojemniku. Jak dzieło sztuki. Nic tylko oglądać i podziwiać:)))
OdpowiedzUsuńDo dzieła sztuki jeszcze im daleko, ale lubię na nie popatrzeć i pomyśleć, jaką drogę przeszłam od pierwszych koślawych wrześniowych skarpetek;-) Ćwiczenie czyni mistrza!
UsuńO matko, jakie cudne! Aż dech zapiera!
OdpowiedzUsuńO mamuńciu, dziękuję pięknie;-)
UsuńTeż mam zamiar spróbować robienie skarpet z "Regii", ale do lata jestem na tradycyjnym corocznym odwyku od kupowania nowych motków. Więc przerabiam z różnych pozostałości, czasami jest to włóczka licząca sobie kilkadziesiąt lat,bo i takie kłębuszki u mnie jeszcze się zdarzają, bo ktoś ze znajomych potrafi podzrzucić ze swoich zapasów mówiąc "ty dziergasz, to się tobie przyda". I tak gromadzi się wszystkiego po trochu. Ale teraz mam konkretne pytanie do Ciebie,czy robiłaś skarpety bez klinka i czy porównywałaś, w których lepiej się chodzi. Bo ja ostatnio zauważyłam ,że z klinkami po noszeniu się poszerzyły i zsuwają się z nogi. Teraz akurat dziergam parę bez klinka, ale może masz juz na ten temat swoje spostrzeżenia. Farbowaniem jeszcze się nie zajmowałąm, może kiedyś, na razie mam obawy, że nie podołam. Serdeczne pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńNie znam "Regii", więc będę wdzięczna za opis wrażeń z dziergania i użytkowania. Też mam trochę motków otrzymanych w spadku po dziergających starszych paniach, które już odeszły... Kłębki na razie czekają...
UsuńZrobiłam chyba 3 pary skarpet bez klina, na samym początku mojej skarpetkowej przygody. Nie wiem, czy to mój brak doświadczenia i jakiś dziewiarski błąd, czy generalnie ten fason skarpetek tak ma, że wychodziły mi za ciasne w przegięciu stopy. Chyba też źle profilowałam piętę, która nie trzymała się dobrze na swoim miejscu. Jeśli chodzi o skarpetki z klinkiem, to robię mniejszy rozmiar i nawet po blokowaniu wydają się zdecydowanie za małe. Jednak w użytkowaniu dopasowują się do stopy i ani nie cisną, ani nie spadają.
Na rozmiar 37-38 nabieram 2x 11 oczek, poszerzam do 2x29 oczek, przerabiam prosto 30 rzędów (na rozmiar 39 przerabiam 35 rzędów), potem poszerzam dodając 2x16 oczek. Następnie robię rzędy skrócone do uzyskania 11 oczek po środku, potem wzmocniony ściągacz (patrz Intensywnie Kreatywna "Mgliste skarpetki) i dalej prosto. Tutaj już jest różna ilość rzędów w zależności od wysokości skarpetek ze ściągaczem też jest różnie. Skarpetki męskie są ciut szersze, i zdecydowanie dłuższe:-)
Z farbowaniem jest dużo zarówno przygotowań, jak i zabawy oraz sprzątania po wszystkim;-)
Imponująca kolekcja ;)
OdpowiedzUsuńZamierzam ją stale powiększać;-)
UsuńDoskonale wiem co czujesz❣️ W stanie hegonistycznego uniesienia trwam już od dwóch misiący i produkuję tylko skarpetki. To chyba jakaś przypadłość skarpetkowa tego sezonu 😃
OdpowiedzUsuńTo chyba jest jakiś sezonowy wirus szerzący się w kręgu dziewiarskim. Specyficzny, bo nie wykańcza człowieka, tylko mu namnaża hormonów szczęścia;-)
UsuńEch... kusisz i kusisz tymi pięknymi skarpetkami. I co ja ma biedna począć? Jak skończę robić kardigan to może w końcu ulegnę tej pokusie:)
OdpowiedzUsuńUlegaj, ulegaj😀 A potem się chwal i skaperkami i kardiganem🧦🥋
UsuńAleż wspaniała kolekcja! I świetne zdjęcia. Czuć w tych kompozycjach, jak zresztą w całym poście, tę "hedonisyczną przyjemność":-) I dobrze, tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńDziękuję Renyu:-) W kwestii zdjęć zaczynam się starać, ale jeszcze brak mi cierpliwości i pewnej ręki. Dlatego kadry są jeszcze koślawe. No ale przecież nie od razu Kraków zbudowano;-) Moje motto na najbliższy czas - podaruj sobie trochę przyjemności!
UsuńAle boskie skarpety, świetna kolorystyka taka wiosenna :)
OdpowiedzUsuń„Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK
Dziękuję Magdo. Oj, tęskno już do wiosny, tęskno:-)
UsuńSłodziasznie wyglądają. Piękna kolekcja. A stonoga na ich widok oszalałaby z emocji 😉
OdpowiedzUsuńStonoga musi jeszcze długo poczekać, żeby móc ogrzać wszystkie nogi;-)
UsuńDzięki:-)