czyli kolejny wysyp skarpetek
Odkąd półtora miesiąca temu wydziergałam pierwsze w swoim życiu skarpetki (klik), nie potrafię, i na razie nie chcę, się zatrzymać i produkuję parę za parą.
Zastanawiałam się, co mnie w nich tak pociąga i wyszło mi na to, że nie jest tylko fascynacja nową dla mnie formą, a nawet nie tyle fakt, że efekt jest szybki a udzierg praktyczny - jest nią po prostu chęć nabywania nowych umiejętności, samodzielnego dochodzenia do zależności między ilością oczek nabranych, dodanych, odjętych, rzędów przerobionych prosto, rzędów skróconych, wydłużonych, różnych sposobów wykończenia. Każda para to dla mnie nowe doświadczenie, z każdą poznaję nowe tajniki kształtowania formy. To, że sama dochodzę do pewnych rzeczy, nie oznacza absolutnie tego, że nie korzystam z wiedzy doświadczonych dziewiarek. Oczywiście, że korzystam - nieoceniona okazała się Intensywnie Kreatywna ze swoim tutorialem - ale zobaczyć jak się coś robi, to jedna, a zastosować wiedzę teoretyczną w praktyce, to druga sprawa. I właśnie ten proces przejścia od teorii do praktyki jest tym, co ja nazywam samodzielnym dochodzeniem do pewnych wniosków.
Myślę, że jak na tak krótkie, bo tylko półtoramiesięczne doświadczenie, to sporo się już nauczyłam, a tyle jeszcze przede mną! Cały nieodkryty świat wzorów strukturalnych, ażurów czy żakardów. No i metoda dziergania skarpet od góry, której jeszcze nie wypróbowałam.
Praca zdalna, ograniczenia kontaktów wszelakich oraz coraz dłuższe wieczory sprawiają, że w najbliższej przyszłości czasu na dzierganie chyba mi nie zabraknie. Zajęte dłonie mają działanie terapeutyczne i odciążają głowę, tego chyba nie trzeba udowadniać. Czasy takie, że wszystko, co koi skołatane nerwy, jest na wagę złota. Mnie pomagają druty.
Wydziergałam kilka par, niektóre dziergałam dłużej niż standardowe dwa wieczory, ponieważ po drodze, nie będąc zadowolona z efektu, prułam je ze trzy razy.
Poniższe skarpetki zrobiłam dla siebie. W swojej zasadniczej części zrobione są z szorstkiej 100% wełny Shetlook Pure Laine. Dostałam kilka motków w prezencie, leżały długo, bo nie wiedziałam, na co mogłaby się nadawać tak gryząca wełna. Nie zniosłabym jej na głowie, szyi, czy korpusie, ale na stopach mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie - przyjemnie je masuje.
Potem przyszła kolej na skarpetki męskie. Mąż doczekał się wreszcie swojego udziergu.
Na płasko prezentują się zupełnie niewyjściowo, wręcz flakowato, ale na stopie już całkiem, całkiem...włóczka skarpetkowa Atelier Zitron Trekking XXL, kolor 687 |
Następne były również męskie - dla partnera młodszej córki. Włóczka ta sama, co w skarpetkach dla męża, czyli Trekking XXL od Zitrona, w kolorze 605.
Markerami zaznaczam co 10 rząd - łatwiej jest zrobić drugą skarpetkę. |
A tu już na stopach właściciela :-) Kolor jest tutaj najbardziej zbliżony do oryginału |
W następnej kolejności powstały skarpetki dla partnera starszej córki. Żeby żaden z mężczyzn nie był w jakiś sposób wyróżniony, czy poszkodowany, to i te skarpety wydziergałam z włóczki Trekking XXL od Zitrona, tym razem w kolorze 391.
W końcu zabrałam się za damskie pary, zmieniając przy okazji sposób kształtowania pięty. Korzystałam z tutorialu Intensywnie Kreatywnej (podlinkowałam na początku posta).Poniższe pasiaste być może zostaną u mnie, a może oddam je którejś córce:-)
Ciemna włóczka to resztki po mężowskich skarpetach, jasna gradientowa, to też resztki - po swetrze dla starszej córki |
Włóczka to Atelier Zitron Trekking XXL w kolorze 677 |
To te skarpetki były po drodze trzy razy prute :-( |
Nie są to wszystkie skarpety jakie udało mi się wyprodukować, ale na tych zakończę dzisiaj tę almost never ending story :-)
Jednakże jeszcze jedna para pojawi się już niedługo, w następnym poście, obok innych dzieł rąk moich własnych.
Wszystko odbywa się prawidłowo: złapałaś skarpetkowego "wirusa", więc musisz, kochanie, chcesz, czy nie chcesz- doznać wszystkich stadii tej "Choroby". Już widzę, że eksperymentujesz z różnymi modyfikacjami pięty,różne zamykanie oczekwypróbowałaś, planujesz skosztować robienia od góry. Masz przed sobą tyle nowych wrażeń, bo napewno czeka Cię "ażurowy" okres, no i istnieje sposób na dzierganie dwócz skarpet na raz. (prawda mnie to nie zauroczyło). Praktyka pokazuje, że na tego wirusa nie ma "antyciał", choroba powraca każdej jesieni i nasila się przed Gwiazdką. Podoba mi się Twój nastrój i widzę, że dasz radę z nauczaniem zdalnym. Niech lepiej tylko takie robótkowe uzależnienia nas dopadają. Życzę udanych nowych par i swoimi udanymi " odkryciami" w tej dziedzinie dziel się z nami. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńChyba postawiłaś prawidłowa diagnozę ;-) Ciekawa jestem, czy to będzie tylko "choroba" sezonowa, czy przewlekła? W każdym bądź razie rozwój "infekcji" zapowiada się interesująco:-) Pozdrawiam ze Śląska.
UsuńWchodzę na Twojego bloga, czytam, patrzę, podziwiam jakość i ilość i na koniec dowiaduję się, że to jeszcze nie wszystko w tym temacie! Zacne te wełenki i wszystkie skarpety udane. Urzekający jest ząbkowany brzeg na damskich skarpetach, zainspiruję się i wykorzystam do swoich skarpet. Moje ulubione kupne skarpetki mają właśnie takie wykończenie, chętnie sama zastosuję ten patent, mam włóczki, mam plany, nie wiem tylko kiedy przyjdzie na nie czas. Co do terapeutycznego wpływu pracy nad rękodziełem nikt chyba nie ma wątpliwości. Dodam tylko, że kojąco działa także patrzenie na czyjeś prace. Serdecznie pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńTak, tak zaglądanie na zaprzyjaźnione blogi i czerpanie z nich inspiracji w równym stopniu łagodzi moje nadszarpnięte nerwy, jak samo machanie drutami. Jestem ciekawa Twojej wersji skarpet z ząbkowanym wykończeniem.
UsuńBardzo piękna robota za Tobą i pewnie wiele jeszcze przed Tobą, bo skarpetki to możliwości bez końca! (Wiedziałam, że Cię wciągnie, ale nie sądziłam, że aż tak :) ).
OdpowiedzUsuńJa też miałam wiecznie kłopoty z utrafieniem w ściągacz idealny, właściwie chodziło tylko o odpowiednie zamykanie oczek, aż do dnia, gdy zaczęłam zamykać po włosku i teraz już zawsze jest dobrze. Bardzo polecam.
U mnie skarpetki muszą powstawać jednocześnie, gdyż w przeciwnym razie nie wiem, ile by trwało, zanim bym się zabrała za drugą :D.
Zastanawiam się jak długo będzie trwała ta faza skarpetkowa, czy nie wypali się tak samo szybko, jak się zapaliła. Pożyjemy zobaczymy. Znam włoski sposób zamykania oczek - do tej pory stosowałam głównie w mankietach rękawów - ale prawie zawsze nie potrafiłam utrzymać identycznego naprężenia nitki i wychodziły mi nierówne obwody. Zaś prucie takiego fragmentu powoduje u mnie najwyższy stopień zdenerwowania.
UsuńDwie skarpety równocześnie? Może kiedyś spróbuję. Ale nie wiem jak szybko, bo już przy jednej nitka nieustannie mi się plącze z żyłką, a gdyby dodać do tego inny kolor i pomnożyć razy dwa, uff... chyba nie byłoby to dla mnie już działaniem terapeutycznym:-)
Z tymi obwodami rzeczywiście trzeba uważać przy zamykaniu oczek, ale u mnie to nie tylko przy włoskim. Wydaje mi się, że robiąc dwie skarpety naraz i zamykając oczka naraz, jest jakoś łatwiej. I mam też wrażenie, że wygodniej mi jest, kiedy są na żyłce dwie skarpety obok siebie, niż jak mam dziergać jeden mały obwód. No ale przyznaję, że z tym jednoczesnym dzierganiem chodzi mi głównie o to, by nie musieć zaczynać od nowa, tylko jak koniec, to obydwu.
UsuńZaskarpetkowałaś się totalnie ;) wszystkie bardzo fajne, a jeszcze tyle przed Tobą, koloru, wzory, techniki, dużo możliwości :)
OdpowiedzUsuńJak robisz takie ząbkowane wykończenie? Ja potrafię tak zacząć robótkę ale gdy próbowałam kończyć w ten sposób zawsze mi się brzeg wywijał :/
Pozdrawiam
Niemcy mają takie powiedzenie: die Qual der Wahl - męka wyboru. Mam tę przypadłość - dziś całe popołudnie siedziałam w Pintereście szukając wzoru do kolejnych skarpet i... nic nie wybrałam. Choć wypróbowałam kilka ściegów żadnego nie zastosowałam, bo, albo dla mnie za trudny, albo za nudny, albo zbyt pracochłonny, albo po prostu niedostosowany do liczby oczek które już miałam na drutach. I pewnie najprostsze byłoby dostosowanie liczby oczek, ale nie chciało mi się pruć tego fragmentu, który już powstał.
UsuńMnie się ząbkowane wykończenie nie wywija, ale nie wiem za jaką przyczyną.
W tych konkretnych skarpetkach zrobiłam tak:
Kontrastową nitką przerobiłam 8 rzędów prawymi oczkami (parzysta liczba oczek), w 9 rzędzie przerabiałam 1 narzut, 2 oczka razem, następnie 8 rzędów prawymi oczkami. Zakończyłam elastycznym zamykaniem oczek zostawiając dość długa nitkę, żeby po lewej stronie robótki przyszyć ten fragment złożony na pół. Szyłam na okrętkę łapiąc za oczko z głównego koloru robótki i oczko z elastycznego zakończenia. Musiałam pilnować, żeby nie ściskać szwu. Przy drugiej skarpetce musiałam to szycie skorygować, bo przy zakładaniu czułam opór. Nie był to jednak jakiś wielki problem.
Nie wiem, czy Ci pomogłam, mam nadzieję, że tak:-)
Dzięki 😘 Czyli trzeba przyszyć żeby się nie wywijało, na coś tak prostego nie wpadłam 🙄 dotąd próbowałam zamykać oczka obu części jednocześnie i nie chciało się ładnie układać.
UsuńA co do szukania inspiracji w necie to też tak mam że na zdjęciu coś mi się podoba ale gdy przychodzi do dziergania to jakoś ciężko dograć całość 😉
Miłej niedzieli
O matko ile tych skarpetek 😁, wirus jak nic. 😉 Ja ze swoimi dwoma sztukami mogę się schować. Ale dobrze wiem, że jak się zacznie to trudno przestać. 😉
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wirus jak nic:-) Nie chowaj się ze swoimi dwoma sztukami. Są piękne. Ja na razie wybieram proste wzory i nie porywam się na takie trudne ażury. Szacunek:-)
UsuńZłapałaś skarpetkowy rytm 😄 tak trzymać.
OdpowiedzUsuńSkarpetki są fajne, bo:-przynoszą szybką satysfakcję zakończonej pracy, ocieplają szybko nadchodzące wieczory i nasze stopy, otulają miękko kostki, dają dużo kombinacji kolorystycznych i wzorowych, są fotogeniczne!
Ich zalety są ogromne za to je kochamy.
Czuję naprawdę dużą satysfakcję, że dołączyłam do grona skarpetko-dziergaczek. Brak tej umiejętności chyba mi bardzo doskwierał, tak to widzę z perspektywy czasu. Mam nadzieję, że mój zapał do dziergania nie skończy się, zanim nie przerobię na skarpetki wszystkie zalegające w pudłach resztkowe kłębki.
UsuńAle Cię wzięło!!!! Kompletnie Cię wciągnęło! I dobrze, bo robisz bardzo ładne skarpety.
OdpowiedzUsuńU mnie zachwyt skarpetkowe umarł po dwóch parach, dla mnie i męża. Myślę, że jest to spowodowane brakiem skarpetkowych włóczek. Jedyne dostępne kupiłam i zużyłam. Nie będę przecież kupować wiecznie tych samych kolorów, raptem dwóch.
Ja robię parę jednocześnie, bo znając siebie, druga by nie powstała, albo by była większa, węższa, szersza, krótsza. Możliwości jest wiele. Mam również problem z zamknięciem elastycznym. I nawet ostatnie włoskie zamknięcie wyszło mi dosyć ciasne. Może trzeba zacząć od palców?
Pozdrawiam gorąco i wieczornie:)))
Ja nie mam syndromu ani drugiej skarpetki, ani drugiego rękawa. Przeciwnie, męczę się podejmowaniem decyzji przy pierwszej sztuce, a druga idzie mi już gładko. Choć zauważam problem w tym, że pierwszą rzecz robię luźniej a drugą trochę ściślej. To muszę bardzo kontrolować.
UsuńSpróbowałam już robić od góry, a nie od palców, ale każda metoda nabierania oczek (tradycyjna, włoska i metoda Makunki "jak ze sklepu") okazała się w moim wykonaniu za mało elastyczna i dlatego nie kontynuowałam pracy tą metodą. Ale myślę, że kiedyś jeszcze spróbuję:-)
I nie przestawaj!!! Jak jest, wena to korzystaj jak najdłużej. Wszyscy będą zadowoleni bo takie domowe skarpetki są bezcenne:)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem ilości i jakości. Chociaż sama jeszcze nie robiłam skarpetek to myślę, że trzeba nieźle się natrudzić bo każda para ma swój rozmiar. Zmiana włóczki czy drutów powoduje ponowne przeliczenia. Podziwiam Twój zapał i nawet trochę zazdroszczę, bo moja skarpetkowa wena jakoś mnie omija:)
Z tymi rozmiarami to na razie mam problem i więcej improwizuję niż obliczam - ale jakkolwiek nie zrobię, to zawsze na kogoś będą pasować, bo córki mają różne rozmiary stóp;) A jak całkiem przesadzę, to mogę powiedzieć, że to męskie;)
UsuńNiemniej każdą parę robię coraz bardziej świadomie i niedługo będę mogła już najpierw zaplanować, a potem konsekwentnie wg planu wydziergać.
Sa wspanoale,gratuluje i pozdrawiam ,u mnie tez sie robia
OdpowiedzUsuńDziękuję. Byłam sprawdzić u Ciebie - rzeczywiście robią się i to na pięciu drutach naraz. Dla mnie to o trzy za dużo;-) Już dwa druty plus długa żyłka to dla mnie wyzwanie;-)
UsuńSuper! Wspaniałe są wszystkie, a najbardziej podobają mi się te w paseczki (cudne kolory). Ja nie mam cierpliwości do skarpet, wolę robić większe rzeczy, ale czasem mi się marzy, że jednak kiedyś dojrzeję do skarpetek :).
OdpowiedzUsuńDziękuję😀 Do niedawna sama myślałam, że nie mam cierpliwości do takich drobiazgów jak skarpetki. Na drutach miałam przede wszystkim swetry. Kupowałam włóczkę skarpetkową, a dziergałam sweter;-) Ale teraz resztki po swetrach przerabiam na skarpety;-)
UsuńPiękne skarpetki zrobiłaś :-) I przyznasz, że dzierganie skarpet wciąga, ale warto się trochę wysilić. A tymi skarpetkami paseczkowymi bardzo mi zaimponowałaś :-) Podziwiam Twój zapał do dziergania skarpetek, ale też chęć do uczenia się nowych form, no i czekam na kolejne cuda! Serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Jeszcze do niedawna nie rozumiałam co w tej niepozornej sztuce garderoby tak pociąga dziewiarki. Chyba nadal nie wiem, ale jestem zafiksowana i dziergam, dziergam i rozdaję. Przestanę produkować chyba dopiero wtedy jak rodzina odmówi przyjmowania kolejnych sztuk;)
UsuńBrawo, piękne skarpetki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Emilio :-)
Usuń