wtorek, 1 czerwca 2021

Co robię, kiedy nie dziergam?

czyli wkręcam się w trekkingowanie w wersji light

    Z początkiem wiosny, kiedy śniegi stały się przeszłością, a dni zrobiły się dłuższe, najpierw powoli, a teraz już coraz bardziej wkręcamy się z Mężem w piesze wędrówki. Towarzyszy nam zawsze nasza suczka Nela. Po pandemiczno-zimowym lenistwie zarówno my jak i zwierzak potrzebujemy się rozruszać, nabrać formy i docelowo stracić trochę na wadze. No dobrze, tylko ja i zwierzak potrzebujemy zrzucić tu i ówdzie, Mąż jest całkiem fit;-) 
  Kierunki obieramy na ogół dwa: lajtową Jurę i szlak Orlich Gniazd, albo bardziej wymagające Beskidy. 
   Zapału nam na razie nie brakuje i snujemy coraz to nowe plany wędrówkowe, uwzględniające nasze fizyczne możliwości. Póki co, nie porywamy się na trasy dłuższe niż 10 km i zawsze sprawdzamy w aplikacji sumę przewyższeń i profil wysokości. Wszystko po to, żeby nie przeszacować naszych sił i nie zrobić sobie krzywdy. 
    Wyruszamy tylko w weekendy, ale wakacje tuż za pasem i będzie można wybrać się w środku tygodnia, przez co ruch samochodowy na drodze i ten turystyczny na szlaku będzie mniejszy. Ciekawa jestem ile wypraw jeszcze przede mną zanim podczas podchodzenia pod górę przestanę rzęzić jak zapchany gaźnik? Cóż, każdy krok zbliża mnie do tego celu. Wyraźnym postępem jest fakt, że na drugi dzień po takim wysiłku nie poruszam się już jak połamane zombi, ale normalnie funkcjonuję. 
  Zadaję sobie pytanie: dlaczego czekałam pół wieku, dlaczego wcześniej nie odkryłam tej wędrówkowej przyjemności? Przecież Beskidy stoją tam gdzie stały, Jura także nie zmieniła swojego położenia - mam w te miejsca jednakowo daleko od zawsze, a może od zawsze jednakowo blisko. Lepiej jednak późno niż wcale. 
    Poniżej zamieszczam migawki z ciekawszych wyjazdów - może kogoś zainspirują do ruszenia w bliższą lub dalszą trasę?

Marcowy Rabsztyn i Bydlin
Prima aprilisowy zamek Pilcza w Smoleniu i Bąkowiec w Skarżycach
Kwietniowy Olsztyn
Uratowana Majówka w Beskidzie Małym - Góra Żar
    Pierwszego i drugiego maja była tak zła pogoda, że nie dało się wystawić nosa na zewnątrz. Trzeciego pogoda poprawiła się na tyle, że można było zaryzykować wyjazd. Cel: zdobycie Góry Żar czerwonym szlakiem od zapory w Porąbce, powrót tą samą trasą. W trakcie wędrówki pogodowy przekładaniec: chmury, mżawka, słońce, deszcz. Na szczycie nagroda - piękne słońce i widoki. W drodze powrotnej ponownie przekładaniec: deszcz, mżawka, słońce.
Trzy dni później - przedłużona Majówka - Kozia Góra
    Trzeci dzień matur, brak zajęć z uczniami oraz brak udziału w pracach zespołu nadzorującego przebieg egzaminu, czyli po prostu dzień wolny. Grzech byłoby siedzieć w domu. Pętelka z Mikuszowic zielonym szlakiem na Kozią Górę, odpoczynek przy schronisku Stefanka i potem zejście kawałek szlakiem niebieskim, a potem żółtym. Cudowna trasa dla takich "niedzielnych" turystów jak my, choć tym razem to był czwartek;-)
Majowy beskidzki Hat-trick - czyli trzecia górka w jednym tygodniu - konkretnie Magurka Wilkowicka zdobyta w słoneczną niedzielę z przełęczy Przegibek razem z tłumem innych, tym razem dosłownie, niedzielnych turystów.
Ostatnia majowa wędrówka - "Szlakiem Wspomnień" z Brennej na Błatnią
Ta wycieczka miała nie dojść do skutku, bo wszystkie prognozy zapowiadały paskudną deszczową pogodę. Ale starsza córka, która w ten weekend nas odwiedziła, zarządziła pakowanie i wyjazd! 
No i super... 
Cały proces wchodzenia na przełęcz Błatnią przebiegał w optymalnych warunkach pogodowych, ale tuż przed celem zaczęły nas straszyć burzowe chmury. Z duszą na ramieniu i z płucami prawie na zewnątrz udało nam się dotrzeć do schroniska na krótką chwilę przed ulewą. Po przeczekaniu najgorszego, drogę powrotną odbyliśmy mimo wszystko w deszczu. Burzy boję się strachem pierwotnym, atawistycznym, a burzy w górach na odkrytej polanie boję się totalnie panicznie. Cud, że nie wyplułam tam płuc i nie padłam trupem ze strachu. Pomijając tę chwilę grozy - było naprawdę super!
    Na tym kończę tego przydługiego, zupełnie niedziewiarskiego posta. Sama się zdziwiłam, że tyle było tych wycieczek w okresie ostatnich trzech miesięcy, a dodam jeszcze, że o tych mniej wymagających "spacerach" nie wspomniałam. 
    Czasami warto zebrać coś w jednym miejscu, żeby zobaczyć z perspektywy, że w życiu coś się dzieje, że nie jest w nim obecna tylko codzienna domowo-zawodowa rutyna, ale, że jest naprawdę ciekawie:-)

14 komentarzy:

  1. Cieszę się Kasiu, że podzieliłaś się z nami tymi widokami. Aż nabrałam ochoty na podobne wyjazdy i piesze wędrówki. Kijki leżą i czekają, aż obudzę się ze snu zimowego i za nie chwycę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Budź się jak najszybciej z tego snu i ruszaj w trasę - masz tak piękne góry w zasięgu ręki. Żałuję, że ja mam w Bieszczady tak daleko...

      Usuń
  2. Jest ciekawie, jest pięknie. Czemu wcześniej nie miałaś takiej wycieczkowej rutyny? Może znacznie więcej obowiązków, może małe albo trochę większe dzieci? Z przyjemnością obejrzałam zdjęcia z Waszych tras, zwłaszcza że te jurajskie są mi bardzo bliskie. Zachwyty naturą nie wykluczają jednak wyłapywania dziewiarskich smaczków, swetra córki i cudnej brioszkowej czapki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcześniej brakowało mi właśnie rutyny wycieczkowej, bo przecież nie było tak, że nigdzie się nie ruszaliśmy. Mogłabym wymienić powody, ale żaden nie mógłby być akceptowalnym usprawiedliwieniem:( Jura jest piękna. Beskidy są cudowne. W ogóle świetnie jest spędzić czas dala od miasta.
      Jestem pod wrażeniem Twojego bystrego oka, które dostrzegło zupełnie niewyeksponowane dziewiarskie elementy:)

      Usuń
  3. Widocznie Twoje wędrówki musiały się zacząć się akurat teraz. Widocznie te nasze
    przymusowe siedzenie w domach przyczyniło się do zaostrzenia wrażeń, do większych emocji. Życzę najciekawszych szlaków... Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w jakiejś części swojej osobowości domatorką, lubię być w domu, ale czas izolacji bardzo zaszedł mi za skórę i obudził we mnie wielką tęsknotę za przestrzenią, naturą, wysiłkiem fizycznym, wiatrem we włosach, słońcem na twarzy... Mam nadzieję, że wędrowanie wejdzie mi w krew i stanie się moją drugą naturą:)

      Usuń
  4. Piękne okolice, grzechem by było ich nie eksplorować. Super jest wyrwać się z domu, zmęczyć, pooddychać innym powietrzem, nacieszyć oczy i duszę fantastycznymi widokami. I tak trzymajcie, niech to pozostanie rutyną.
    Zazdroszczę bardzo wam tych trekkingów, bo my znowu jesteśmy totalnie zamknięci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak będziemy trzymać;-)
      Współczuję kolejnego zamknięcia. Jest to na pewno trudne do zniesienia:(

      Usuń
  5. Piękne zdjęcia! Wspaniałe widoki! Werwa i odwaga piechurów! Nic, tylko pozazdrościć! Ja właściwie odwrotnie - kiedyś dużo było takich wypraw, a teraz przykleiłam się do fotela z drutami i nic mi się nie chce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie to sinusoida - kiedyś zdobywanie szczytów, dzisiaj fotel i druty, w przyszłości znowu Ci się zachce i ruszysz w plener😃

      Usuń
  6. Piękne miejsca odwiedziłaś :-) w tym moje okolice, jestem z Olkusza ;-) dziękuję za tę wycieczkę, bo dzięki Tobie mogłam zobaczyć, co słychać za rogiem :-) życzę wielu udanych i pięknych wycieczek :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne okolice masz za rogiem;) Ja muszę wybrać się trochę dalej niż za róg, żeby zobaczyć trochę natury. Jednak nie narzekam, bo i tak zawsze interesowało mnie to, co jest troszkę dalej - choć bez przesady;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniale wykorzystałaś wolny czas. Cudne pejzaże i ciekawe miejsca. Nawet piesiu zadowolony:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piesiu zadowolony jako i my😃Cudownie jest się pozytywnie zmęczyć i pozachwycać się pięknymi okolicznościami przyrody🌄🏞️

      Usuń

Cieszę się, że do mnie trafiłaś/łeś, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.