poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Przymusowe wyhamowanie

czyli bunt niepolitycznego palca plus dream catchers i pies

Dziewiarstwo jest pięknym, bardzo wciągającym, a nawet uzależniającym hobby - nie muszę o tym przekonywać nikogo, kto zagląda na blogi dziewiarskie, bo przecież większość z Was ma tak samo jak ja: dzień bez przerobionego oczka jest dniem straconym.
Jednakże ta pasja nie pozostaje bez wpływu na nasze zdrowie. Długie siedzenie powoduje, przynajmniej u mnie, bóle kręgosłupa, bolesne przykurcze mięśni barkowych, sztywny kark, problemy z krążeniem w stopach, nie wspominając o bolących czterech literach. Z większością tych niedogodności można sobie poradzić, robiąc co jakiś przerwy po to, by się trochę porozciągać. Regularne ćwiczenia i ruch na pewno pomagają i niwelują te dolegliwości. 

Niestety ćwiczenia i ruch nie mają żadnego wpływu na doskwierający mi od dłuższego czasu problem ze stawem środkowego palca lewej ręki. Może trzymając druty czy szydełko stosuję złą technikę, a może to genetyczna skłonność (moja babcia miała podobnie), skutek jest taki, że doszło do zwyrodnienia w wyniku którego ostatni paliczek jest wyraźnie odchylony od pionu, staw zapalony i bolesny. Dzierganie na pewno nie pomaga pozbyć się tej dolegliwości. Szczerze mówiąc przerwy w dzierganiu też nie pomagały. Lekarz ortopeda, u którego byłam jakiś czas temu z innym problemem, i któremu przy okazji wspomniałam o bolącym palcu, temat całkowicie zignorował. W kwestii palca nie powiedział  mi nic. 

Swoją drogą zabawne jest demonstrowanie komukolwiek mojego problemu - w końcu to środkowy palec, a przeważnie dla porównania pokazuję także ten zdrowy u prawej ręki. Tym sposobem mój rozmówca widzi podwójny obraźliwy gest ;-) 

Musiałam sama coś wymyślić, żeby nie rezygnować zupełnie z tego, co sprawia mi przyjemność, a jednocześnie pomóc sobie. W sklepie medycznym zakupiłam najprostszą i zarazem najtańszą ortezę, którą zakładam na noc i na kilka godzin w ciągu dnia. Zaskoczył mnie rezultat tej strategii. To naprawdę działa. Obrzęk stawu zmniejszył się już po pierwszym dniu stosowania, powinnam więc chyba kupić sobie teraz drugą ortezę w mniejszym rozmiarze.
Te kilka godzin usztywnienia pozwala mi później trochę dziergać bez bólu. 
Niemniej zaczęłam się ciut oszczędzać. Po pierwsze odłożyłam na jakiś czas druty i wzięłam do ręki szydełko. Ręka inaczej pracuje, inaczej jest obciążona niż przy robieniu na drutach.

Zabrałam się za dream catchers - łapacze snów, choć ja wolę je nazywać łapaczami marzeń. Są to projekty szybkie, niewymagające ani wielkich nakładów sił, ani czasu, ani środków finansowych. Kupiłam tylko obręcze, bo kordonek (Muza 20, szydełko 1,25), muszelki i koraliki są z zapasów lub z odzysku.
Miałam na początku problem z uchwyceniem rozmiaru serwetki, dlatego pierwsza po zblokowaniu okazała się dużo za duża i pozostanie serwetką z przeznaczeniem do wielkanocnego koszyczka.
W drugiej próbie miałam już policzone rzędy i szukałam w sieci takiego wzoru, który wpasuje się w rozmiar obręczy. Znalazłam na Instagramie doily patterns i stamtąd  zaczerpnęłam schematy.
Od razu wyjaśniam, że "frędzelki" są celowo różnej długości, a umieszczenie muszelek przypadkowe i niesymetryczne.  Po pierwsze moim zdaniem wystarczy, że symetryczny jest środek, a po drugie nie chciało mi się mierzyć długości łańcuszków, a tym bardziej liczyć oczek. Ta dekoracja jest zrobiona na obręczy o średnicy 40 cm i wisi u mnie w oknie.
Drugi łapacz jest troszkę mniejszy - średnica 35 cm - zamiast muszelek użyłam wyłącznie różnej wielkości drewnianych koralików - pozostałość po zdemontowanych, nienoszonych koralach. Właścicielką jest Starsza Córka i to jej okno dekoruje Łapacz Marzeń, choć poniższe zdjęcie zrobione jest jeszcze u mnie w domu.
Trudno jest zrobić zdjęcie firanki, czy ozdoby umieszczonej w oknie, będąc wewnątrz mieszkania. Fotografowany obiekt jest ciemny. Można oczywiście zrobić zdjęcie z zewnątrz, ale kiedy mieszka się na piętrze i  nie posiada się teleobiektywu, to też nie jest to dobrym rozwiązaniem. 
Ja otworzyłam skrzydło okna na oścież i z wnętrza mieszkania sfotografowałam zewnętrzną stronę szyby, dlatego tutaj oprócz dekoracji okiennej widać także moje odbicie.
Młodsza Córka powiedziała, że dziękuje, ale nie chce takiej okiennej ozdoby, dlatego zaczęty łapacz leży od jakiegoś czasu niedokończony i czeka na frędzle. A może stanie się dekoracją okienną bez koralików - nie wiem, na razie się nie zdecydowałam. Ta obręcz jest najmniejsza, ma 30 cm średnicy.
Po łapaczach przyszła kolej na szydełkowy obrus. Jest już na finiszu i pewnie niedługo go pokażę - ale tęsknię już za drutami.

I jeszcze niedziewiarsko:

Za dwa tygodnie, pierwszego września, miną cztery lata jak mała znajda pojawiła się w naszym domu.
Przyjęliśmy pod dach suczkę, która błąkała się około dwóch tygodni po osiedlu naszej znajomej. Mała była bardzo kontaktowa, lgnęła do ludzi, dlatego była dokarmiana przez okolicznych mieszkańców, aż w końcu nasza znajoma wzięła ją do swojego domu.  Nie mogła jej jednak zatrzymać, bo miała już swojego psa. Pomyślała o nas, gdyż trzy miesiące wcześniej po chorobie odszedł nasz piesek. Pojechaliśmy suczkę tylko obejrzeć, ale wróciliśmy już z nowym domownikiem.
Początki nie były proste. Tak wyglądał kiedyś mój powrót z pracy. I pomyśleć, że to dzieło jednego małego pieska :-)
Dzisiaj już nie czyni takich szkód. Bardzo się do nas przywiązała, zwłaszcza do mnie. Ale nadal źle znosi samotność w domu. Każdorazowy nasz powrót do pracy po wakacjach (oboje z mężem pracujemy w szkole) okupiony był stresem naszym, jej i chyba jeszcze sąsiadów. Z powodu epidemii od połowy marca nie pracowaliśmy stacjonarnie i pies był ciągle z nami. Teraz po ponad pięciu miesiącach szykuje się nam rozłąka, boję się jak to ona zniesie. Może ktoś z was ma jakieś mądre rady? Będę wdzięczna :-)

24 komentarze:

  1. Przepiękne są te łapacze! Asymetria łańcuszków jak najbardziej do nich pasuje. Aż się uśmiechnęłam gdy czytałam o próbach sfotografowania ich na tle szyby. Zmagam się właśnie z tym samym :) Zrobiłam kolejne szydełkowe obrazy i szklana rama wszystko odbija...
    Współczuję dolegliwości palcowych. Dobrze, że chociaż sama doszłaś do tego jak sobie ulżyć. Szkoda, że lekarz to zbagatelizował. Ja mam problemy w górnych partiach kręgosłupa i próbuje się zmobilizować do jakiś ćwiczeń gimnastycznych.
    W przypadku pieska chyba nie pomogę, bo sama nie mam. Myślę jednak, że może przydałoby się teraz przygotowywać go stopniowo do rozłąki, np. wychodząc na dłuższe zakupy niż zwykle. Albo po powrocie dawać mu jakąś nagrodę, przekąskę. Trudna sprawa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma chyba innego sposobu na dolegliwości wynikające z długiego siedzenia, jak wprowadzić ćwiczenia. Trzeba zachować równowagę, ale ile razy jesteśmy tak zaabsorbowane dzierganiem, że zapominamy o całym świecie, godziny mijają, a my ciągle w tej samej pozycji?
      Jeśli chodzi o fotografowanie z szybą w tle - to ja się pogodziłam z tym, że albo będzie ciemno, albo będę obecna na zdjęciu jako duch:-) Trudno, nie jestem profesjonalistką.
      W sprawie wychowania mojego atencyjnego psa, to spróbuję wdrożyć metodę zaproponowaną pezez Ewę - ignorowanie przed wyjściem i po przyjściu do domu.

      Usuń
  2. Podziwiam Twoje tempo pracy. Do łapacza snów przymierzam się od dobrego roku, albo lepiej. Na razie pomalowałam obręcz. Twoje są znakomite. Pomysł z zawieszeniem muszelek aż się prosi o skopiowanie. Swoją drogą, jak zamontowałaś te muszelki?
    Mam tak samo skrzywiony palec w prawej ręce. Odpukać, nie boli.
    Wychowanie psa nie taka prosta sprawa. Z doświadczenia, małymi krokami. Zostaw psa na krótko, zacznij od 10-15 minut i co ważne przed wyjściem nie mów do psa i po przyjściu nie pozwól skakać po sobie. I tak parę razy dziennie,wydłużając czas. Praca mozolna ale się opłaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziurki w muszelkach zrobił mi mąż jakimś małym dłutkiem. Ponieważ są niewielkie, to muszelki wiszą na zwykłym supełku.
      Zauważyłam, że tym kontuzjowanym palcem podtrzymuję ciężar robótki i to jest przyczyną deformacji.
      O metodzie ignorowania psa słyszałam i czasem tak postępuję, ale nie zawsze, zwłaszcza, gdy wracam do domu. Będę musiała popracować nad... sobą:-) Dziękuję za wskazówki - wypróbuję.

      Usuń
    2. Ignorowanie naszych ukochanych pupilków jest bardzo trudne ale najbardziej skuteczne. Gdy nasza Figa była szczeniakiem to skorzystaliśmy z tresera. Pierwsze co zrobił to usiadł z nią na podłodze u nas w domu, co już mnie zdziwiło. Wchodzi gość i siada na podłodze. Prowadzi z nami dialog a psa konsekwentnie przyciska do podłogi, zmuszając do uległości. Pierwsza porada:nie głaskać psa. Musiałabyś widzieć nasze zdziwione miny.
      Nie wszystko udało się wypracować ale wiele pomogło.
      Konsekwencji życzę ☺️

      Usuń
  3. Śliczne łapacze i jak dobrze sfotografowane ;)
    Od drutów póki co tylko czasem bolą mnie dłonie, za to z szydełkiem się nie polubiłam, niemal od razu nadgarstek odnawia posłuszeństwa :(
    Pozdrawiam i głaski dla pieska ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwałę łapaczy i zdjęć :-)
      Mnie szydełko wprawdzie tak nie męczy, ale lubię się z nim średnio. Czasami sięgam po nie w ramach odskoczni od drutów.
      Dzięki za głaski - piesek lubi być smyrany:-)

      Usuń
  4. Oj, biedny paluszek 😯 Oby szybko się naprawił. I dobrze wiedzieć, przy okazji, że jest coś takiego jak ta orteza. Do tej pory nie wiedziałam. No, niestety, skutki uboczne tej pasji są. U mnie kręgosłup nawala, dupa rośnie 😬😀 Co do pieska (urocza mordka), to może jakieś konsultacje z psim psychologiem... Pewnie ma traumę, że znów zostanie sam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Paluszek i główka, to szkolna wymówka" - niedługo ruszamy, więc jakby co, to jeden pretekst już mam 😉
      Szkoda, że nasze hobby łączy się z długim siedzeniem, nie umiem dziergać w ruchu😟
      Psi behawiorysta jest na pewno dobrym wyjściem, ale najpierw spróbujemy sami.

      Usuń
  5. Piękne i romantyczne łapacze:) Pomimo kłopotów z paluszkiem to sporo ich wydziergałaś. Bardzo podobają mi się ciekawe frędzelki:)
    Twoja psinka wywołała prawdziwy pogrom! Nie do wiary, że taki mały piesek dokonał takich wielkich zniszczeń:) Ja też przez 12 lat miałam takiego małego kochanego pupilka, który tylko raz dał upust swoim emocjom i zniszczył papier toaletowy i mężowską paczkę papierosów (za papierosy należała się pochwała:). Po słownej delikatnej reprymendzie więcej szkód nie czynił więc nie nie pomogę w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łapacz to taki jednorazowy przerywnik. Nigdy wcześniej ich nie robiłam, więc chciałam spróbować.
      Pogrom wywołany przez Nelę to tak naprawdę tylko jeden wybebeszony jasiek. Strata była niewielka. Potem przez jakiś czas kupowałam jej w ciucholandzie pluszaki za grosze. Na nich się więc wyżywała do momentu kiedy nie zapragnęła pluszowego liska, który stał wysoko na półce w pokoju córki. Mała piszcząła i piszcząła patrząc w jego stronę. Po jakimś czasie córka się nad nią ulitowała i zdjęła liska. To był pierwszy pluszak, którego nie rozszarpała. Ma go do dzisiaj, choć już trochę sfatygowanego od ciągłego noszenia w pyszczku. Chyba mu trochę matkuje ;) Nie boję się więc zniszczeń w domu, kiedy nas nie będzie, ale tego, że będzie głośno skomleć albo wyć i nie da żyć sąsiadom, ponieważ i ci z góry, i ci z dołu są emerytami, więc siedzą cały czas w domu. Będą musieli to przetrwać. Przecież Nelcia się w końcu przyzwyczai.

      Usuń
  6. A mnie akurat zdjęcie z "czarnym " łapaczem na tle okna podoba się najbardziej. Oryginalnie, i bardzo precyzyjnie wykonane. Na razie tej technice przyglądam się z daleka, ale czasami życie samo podpowiada, co i kiedy musi sie stać. Ojej, problemów z paluszkiem mają nie tylko dziewiarki, kiedyś tak zachłannie plewiłam grządkę, że potem musiałam rękę usztywnić. No i czas, Bokasiu, przestawiać się z szydełka i drutów na komputerową klawiaturę. Urlop konczył mi się 19, schodziłam do szkoły, to inspektorka powiedziała do poniedziałku siedzieć w domu i samemym szykować się. Dzisiaj zaplanowałam pisanie planów, ale z rana tak mi się nie chciało, że zorganizowałam generalne sprzątanie meiszkania, z praniem , aby tylko nie zasiadać do ":papierów". Zdrowych rączek życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówi się: nie to ładne, co ładne, ale to, co się komu podoba :-) Czarna dekoracja okna? Dlaczego nie ;-)
      Wcale nie jestem zaskoczona, że przesiliłaś rękę na działce i potem ją musiałaś usztywnić. Ja dwa lata temu robiłam 8 plakatów w formacie B1 do szkoły na 100 lecie Niepodległości, potem przez trzy miesiące nie czułam połowy lewej dłoni i dwóch palców. Strasznie dziwne uczucie. Pomogło usztywnianie.
      Ja nie bardzo mogę się przygotowywać do zajęć, bo nie mam jeszcze przydziału godzin. Ten rok będzie bardzo trudny, myślę, że przy pierwszych zachorowaniach uczniów, czy nauczycieli nawet na zwykłe przeziębienia czy grypę, będziemy przechodzić na tryb zdalny - a nadal nie było szkoleń z platformy, na której będziemy pracować. Wrzesień zacznie się na wariackich papierach.

      Usuń
  7. Piękne są te Twoje łapacze marzeń!!!Od jakiegoś czasu myślę o zrobieniu chociaż jednego. Mam obawy, ponieważ wolę druty niż szydełko, choć coś tam szydełkiem próbuję dziergać. Może się zmobilizuję... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szydełko - nie taki diabeł straszny, jak go malują;-) Trzeba spróbować i się przekonać. Życzę powodzenia:-)

      Usuń
  8. Śliczne są te łapacze, takie lekkie, fajny pomysł z nierównymi sznureczkami na dole :). Piesio uroczy! Młody zwyczajnie się nudzi, a poza tym tęskni, no i co ma robić sam w pustym mieszkaniu? Przydałby się towarzysz :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za skomplementowanie łapaczy:-) Towarzysz byłby super rozwiązaniem, ale nie wiem, czy się odważę na przygarnięcie drugiego zwierzaka :-(

      Usuń
  9. Łapacze to nie jest moja bajka, ale serwetki jak najbardziej, śliczne rzeczy wyczyniłaś szydełkiem :-)Mogę polecić na instagramie hasztag схема салфетки, to takie źródło, że przez 1000 lat się nie przerobi ;-) ja tez siedziałam od marca w domu, przywiązałam się trochę do mojego psa, ale on bardziej do mnie, bo tylko ja go miziam.... będzie ból, gdy na całe dnie zniknę po powrocie do pracy. Zdrowia!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za hashtag - zasubskrybuję :-)
      Widzę, że rozumiesz mój niepokój w związku z psem. My robimy już krótsze wyjścia bez psa. Na razie sąsiedzi nie przyszli z pretensjami, że coś jest nie tak;-)

      Usuń
  10. Uwielbiam łapacze, Twoje są piękne i podobają mi się frędzelki, szczególnie te muszelkowe - mam cały worek muszelek, już od dawna i zupełnie brak pomysłu (i umiejętności) jak je wykorzystać, a na Twój sposób aż mi się oczy zaświeciły:-) Mam nadzieję, że będę potrafiła zrobić dziurki (to mi się wydaje dość trudne, przecież muszelki są kruche), jeśli kiedyś podchwycę Twój pomysł:-)
    Co do pieska... Chciałabym coś doradzić, ale sama nie wiem. Dawno temu mieliśmy takiego z lękiem separacyjnym. To, co robił sam w domu przechodziło ludzkie pojęcie, nieraz wracałam i miałam ochotę tylko siąść i płakać, na to co zobaczyłam. Nie tylko niszczył otoczenie, ale i sobie robił krzywdę, wypróżniał się... Koszmar. Kolejne nasze psy na szczęście spokojnie znoszą naszą nieobecność i to bez żadnego naszego wsparcia. Ale przyszło mi do głowy, że są takie kojce/klatki do mieszkań, Wasza pupilka nie jest duża, więc i kojec może być mniejszych rozmiarów. Może sama bezpieczniej będzie się czuła zamknięta?
    Kontuzji palca bardzo współczuję, oby jak najszybciej było lepiej. Też narzekam na różne bóle, z których większość - jestem pewna - ma związek z dzierganiem. Wyrzucam sobie, że nie mogę się zmobilizować do codziennej gimnastyki, nawet 20 min dziennie i basen raz w tygodniu naprawiłyby problem;-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale nie zauważyłam pojawienia się komentarza:( Jeśli chodzi o dziurkowanie muszelek, to mąż sprawnie sobie poradził, używając małego wiertła. Zrobił to ręcznie, tj. bez wiertarki, od wewnętrznej strony muszelki. Żadna nie pękła.
      Nawiązując do zachowania psa - to zdążył upłynąć już miesiąc, kiedy zostaje sama na parę godzin. Szkód żadnych nie czyni, wysuwa zawsze swoje legowisko z kąta na środek przedpokoju i podejrzewam, że gapi się ciągle na drzwi. Jak wracamy, to często stoi w oknie balkonowym - to jest jej okno na świat. Zostawiamy jej zawsze zabawki i piłeczkę z dziurką, w której są smakołyki. Po naszym powrocie jest przeważnie pusta:)
      Niestety ma chwile, kiedy tęskini i wyje. Sąsiadka mówiła jednak, że trwa to niedługo i nie jest zbyt uciążliwe.
      Natomiast nie wiem jak poradziłabym sobie z psem, który aż tak źle znosiłby separację, jak Twój piesek. Chyba bym się zapłakała nad jego i swoim losem. Pewnie bym się jednak męczyła i nie oddała tak doświadczonego psa.

      Usuń
  11. Twój piesek wygląda na mądrego pieska(widzę to po oczach).My tez mamy taką błąkąjacą się przybłędę.Nasz jest już u nas 6 lat,a ile ma naprawdę,to trudno powiedzieć.Ale ok.14 lat będzie miał.Z początku my poznawaliśmy jego,i on poznawał nasze życie w mieszkaniu.Bo przecież nie znał tego wszystkiego,bo chował się na dworzu(na działkach ogrodowych).Raz było tak,że chciał zobaczyć przez okno i nadeptał tekture,która wystawała na parapecie (w pojemniczkach były sadzonki pomidorów),które spadły i się wszystko wywaliło na podłogę.Byłam zła i nakrzyczałam na niego.A on tez się przestraszył i się tak skulił i spojrzał się na mnie jakby przepraszał.Zaraz mi złość przeszła i powiedziałam mu,że się nic nie stało itd,itp.Zauważyłam jak mnie słuchał i patrzył tak mądrze,że od tamtej pory,jak muszę wyjść,to mu mówię ,że idę niech czeka grzecznie.On to rozumi,bo widzę,że idzie na swoje posłanie i nie szczeka,ani nie skacze.Sąsiedzi,też się nie skarżą i mówią,że nie słychać,żeby szczekał.Jak wracam,to wita mnie przy drzwiach i się cieszy,a ja go wtedy chwalę.Jestem przekonana,że nie mają racji ci,którzy mówią,że pies nic nie rozumie.Rozumie wszystko doskonale,tylko trzeba do niego przemawiać i na pewno będzie dobrze.Pozdr.L

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak, moja suczka jest nie tyle mądra, co przemądrzała;) Zawsze wie co zrobić i do kogo uderzyć, by otrzymać porcję pieszczot, czy smakołyk.
    Na początku było jednak trudno. Chyba tak jak wszystkie wałęsające się znajdki, miała okropne nawyki z którymi trzeba było walczyć. Na przykład: piła wodę z paskudnych kałuż, grzebała w śmieciach, i najbardziej paskudny nawyk - interesowała się odchodami. Dziś już tego wszystkiego nie robi. Chyba była bita, bo nie można przy niej podnieść rąk do góry, np przykład, żeby się przeciągnąć. Kładzie wtedy uszy po sobie, kuli się i chowa ogon - przykro patrzeć.
    Nela jest u nas już cztery lata i choć na swoje wady, np. nadmierną szczekliwość, to jest przekochaną sunią :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że do mnie trafiłaś/łeś, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.