czyli powtórka z rozrywki
Właściwie mogłabym skopiować treść postu sprzed roku (klik) dokonując tylko korekty nieaktualnej informacji o braku kontaktu z rodzicami. Reszta bez zmian.
Wrzesień to dla mnie zawsze najtrudniejszy miesiąc w roku. Najwięcej pracy, do której trzeba nabrać rozpędu po leniwych miesiącach wakacyjnych. Młodzież funkcjonująca na spowolnionych obrotach z zaległościami będącymi konsekwencją dwóch lockdown'ów, perspektywa pełzającej czwartej fali i widmo zdalnego nauczania w wersji 3.0. Do tego pomysły na oświatę, które szykuje nam góra. Na zawodową sferę nakłada się sfera prywatna, z chorobami i pobytem w szpitalu dwóch bliskich członków rodziny. Nic dziwnego, że dopada mnie niemoc twórcza i generalnie szklanka jest w połowie pusta...
Ale jak mawiał Wołodyjowski do swojej Basi - nic to. Wiem, że to okres przejściowy, bo przecież nawet najdłuższa żmija kiedyś przemija.
Dzierganie, wiadomo, jest najlepsze na smutki i troski. Dziergam więc cały czas, ale nie mam werwy, żeby dokończyć prawie już gotowy kardigan, który smutno zalega w koszyku i kłuje mnie w oczy, jak jakiś wełniany wyrzut sumienia. Małe formy, czyli skarpety, owszem, schodzą mi z drutów, ale nie mam natchnienia, żeby je porządnie sfotografować. Na pewno zrobię to kiedyś, ale kiedy? Tego nie wiem. Obym zdążyła zanim znowu je porozdaję:-)
W oczekiwaniu na stabilizację prywatno-zawodową zrobiłam szybki przegląd archiwaliów i zdołałam odgrzebać niepokazywane wcześniej udziergi.
Pierwszy to tęczowy kardigan (ok. 2018 r.) wydziergany z resztek akrylowej włóczki pozostałej po kocykowych projektach, połączonych z wełną skarpetkową. Wełna drapała niemiłosiernie i tylko Starsza Córka była w stanie założyć sweter na siebie i nosić go przez dłuższy czas.
Drugi udzierg (2019r.) to sweterek z bawełny Dropsa. Forma jest wprawdzie jakaś taka dziwna, ale lubiłam go, bo był przewiewny i kolory wtedy do mnie przemawiały.
Przy okazji tej samej sesji prezentuję w całej rozciągłości swetro-kocyk z irlandzkiej akrylowo-wełnianej włóczki. Był to kardigan robiony na zamówienie Młodszej Córki, drobnej, szczupłej osóbki. Zrobiłam próbkę, pomierzyłam, porobiłam obliczenia, wydziergałam, zblokowałam i... Sweter, a raczej swetrzysko, wyszło w sam raz w moim rozmiarze;-) Błąd popełniłam na samym początku - nie wyprałam próbki.
Ostatni prezentowany dzisiaj udzierg (2019 r.) był wprawką do specyficznego sposobu dziergania swetra. Mianowicie zaczynałam od podłużnych paneli na rękawach, następnie osobno robiłam przód od góry, kształtując go rzędami skróconymi, potem tak samo tył, by wreszcie robić sweter w okrążeniach. Rękawy wyszły zbyt wąskie dla mnie, dlatego sweter przejęła później Starsza Córka. Na niej był mocno owersajzowy, ale ona tak lubi.
Tę miejscówkę i takie ujęcie ściągnęłam od Sivki. Mam nadzieję, że nie miała ich zastrzeżonych;-) |
I tyle na dzisiaj tych odgrzewanych kotletów, sorry, odgrzebanych projektów. Mam w planach wkrótce zebrać się w sobie i dokończyć to, co pozaczynałam, uwiecznić i się tym podzielić.
A ten dziwny wrzesień niech się jak najszybciej skończy, liczę na październik, na nowe otwarcie...
Ach Bokasiu, w tym dziwnym i paskudnym wrześniu jedna iskierka nadziei: bratanek zaczął się uczyć niemieckiego i będą mnie na pomoc wołali. Chwilowo uczę wymowy przez telefon, dzieciak uszy ma sprawne, więc powtarza pięknie. Ech.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niemiecki z bratankiem będzie czystą przyjemnością dla obu stron. Ja nie mam dużego doświadczenia w nauczaniu własnych dzieci. Starsza wprawdzie uczyła się niemieckiego, ale nie chciała korzystać z mojej pomocy - taka Zosia Samosia, a Młodsza uczyła się francuskiego, którego ja ani w ząb:-)
UsuńDla nas nauczycieli, wrzesień i później czerwiec to są ciężkie miesiące. U ciebie działo się jeszcze więcej, niż normalnie. Mam nadzieję, że masz już wszystko za sobą.
OdpowiedzUsuńWszystkie udzieli są cudne, choć mnie zauroczył pierwszy cardigan, przepiękne ma kolory!
Dziękuję Danusiu. Czarne chmury powoli się oddalają...
UsuńA propos trudnego września - jestem bardzo ciekawa tego, jak przebiegał Twój powrót na łono oświaty? Czekam na post:-)
Nigdy nie miałam zapędów nauczycielskich i dalej cieszę się, że nie muszę uczyć dzieci. Nie posiadam takich predyspozycji. To ciężki zawód chociaż daje wiele satysfakcji. Mam nadzieję, że październik przywieje cieplejszy klimat:)
OdpowiedzUsuńWysyp udziergów imponujący, wszystko jest ok. Chociaż nie trafiłaś z rozmiarem to znalazłaś idealne rozwiązanie i jak widać są chętnie noszone:) Ja w takich sytuacjach niestety ale pruję. Nic nie pasuje na moją pociechę.
Łatwo nie jest, odpowiedzialność duża za to, co siedzi w głowach tych małych i dużych rozrabiaków;-) Mam nadzieję, że październik nie rozłoży nas na łopatki i zdalne nauczanie ominie nas szerokim łukiem.
UsuńNie wiem, czy to można nazwać imponującym wysypem, taka trochę zbieranina z okresu ok. dwóch lat.
Prucie nie jest mi obce, ale czasami mogę go sobie oszczędzić właśnie dzięki temu że Starsza, choć szczupła, lubi obszerne swetry:-)
Wszystkie Twoje prace są świetne, niezależnie, czy mi się podobają jako takie, zawsze są doskonale wykonane. Prześliczny jest ten pierwszy kardigan, bardzo optymistyczny, a jednocześnie nie pstrokaty. I ten wielki sweter też jest ekstra, chociaż chyba przerobiłaś w nim miliard oczek :). Ostatnim zaś zainspirowałaś mnie: wyobraziłam sobie sweter z wąskimi rękawami, wąskimi od łokci w dół, a całą resztą taką właśnie oversizową. Chyba takich teraz sporo widać.
OdpowiedzUsuńPstrokacizna bardzo cukierkowych kolorów użytych w pierwszym swetrze została zniwelowana przez dodatek melanżowej włóczki skarpetkowej. Właśnie mi się przypomniało, że musiałam ukrywać miliony nitek, bo przy każdej zmianie kolorów cięłam włóczkę, a chcąc uzyskać płynne przejścia między kolorami, mieszałam je na kilkucentymetrowym odcinku. To była zmora!
UsuńWielki kocykowy sweter robiłam na grubszych drutach, więc szło dość szybko.
Zaskoczyłaś mnie, że akurat ten ostatni Cię w jakiś sposób zainspirował i to akurat tym elementem, który dla mnie było niedoróbką - mam na myśli te wąskie rękawy.
Bo ja zobaczyłam oczami wyobraźni coś takiego, jak właśnie pokazała Renia, tylko z jeszcze węższymi rękawami :)
UsuńTen tęczowy jest boski. Sama robię podobny. Reszta też mi się podoba. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu. Mam nadzieję, że pokażesz swoją tęczę na blogu:-)
UsuńWrzesień i październik to moje ulubione miesiące ale rozumiem Twój punkt widzenia, niech mija a październik przynosi samo dobro.
OdpowiedzUsuńUdziergi świetne, kolorystycznie wszystkie mi się podobają, pierwszy kardigan super taki trochę w stylu swetrów Doroty, ostatnią bluzkę też bym przygarnęła (może przez słabość do za wąskich rękawów 😉). Fajnie że je pokazałaś,inspirujące są, i dobrze że zawsze znajdzie się w rodzinie ktoś na kogo pasują 😉
Pozdrawiam
Uwielbiam skąpane w słońcu kolory złotej jesieni. Wczesną jesień przedkładam nad pełnię lata. Gdybym miała na to wpływ, to wolałabym mieć urlop na przełomie września i października, a nie lipca i sierpnia. Niestety nie mam:-(
UsuńSkojarzenie ze Swetrami Doroty jest słuszne - jej prace były moją inspiracją.
Ależ to ciekawe, że to co dla mnie jest wadą, dla Ciebie jest inspiracją. I tak powinno być! Inaczej byłoby strasznie nudno:-)
Pozdrawiam
Niezły dzianinowy dorobek! Umieszczone w jednym poście czy w jednym miejscu naprawdę robią wrażenie. Ja ostatnio wyciągając cieplejsze swetry pomyślałam sobie: kiedy ja to wszystko zrobiłam, jednocześnie uznałam że przydałby mi się kardigan duży, dłuższy, drugi krótszy, tylko ten czas...
OdpowiedzUsuńAleż oczywiście, że mamy za mało dzianin:-) Przecież gdyby tak nie było, to byśmy nie dziergały;-)
UsuńZbliżają się chłodniejsze dni, zaczynam myśleć o czapce... Muszę jednak skończyć najpierw to, co leży na drutach odłogiem, w przeciwnym razie zjedzą mnie wyrzuty sumienia:-)
A można zastrzegać takie rzeczy? To chyba zacznę 🤓 Faktycznie, byłam w tej klatce 😊 Co do września, to kocham. To mój miesiąc. Szkoła... Jako nie nauczyciel, a za to matka ucznia, która wiele wysłuchuje, jacy są nauczyciele - powiem tyle: cieszę się, że nie muszę być po żadnej stronie tej barykady 🤷🙃 Udziergi - zawsze staranne i precyzyjnie wyrobione. Kolorystycznie nie są to moje obszary, ale formy jak najbardziej ✌️
OdpowiedzUsuńNie zastrzegaj, please - cele twoich wypadów są też inspiracją dla mnie, zwłaszcza na Jurze;-)
UsuńCo do staranności - nie ukrywam, rzeczywiście, staram się;-) choć zawsze mogłoby być jeszcze lepiej.
Ja cieszę się niesłychanie, że wrzesień się skończył, chociaż mnie nawet wczoraj, ostatniego dnia, przetrzepał bez litości :0/ "Ale to już było i nie wróci więcej", że podsumuję go równie "miło" ;0)
OdpowiedzUsuńCo innego sweterki :0) te są cudne! Nie umiem zdecydować, który z nich bardziej mi się podoba ;0)
Pozdrawiam serdecznie :0)
Teraz już będzie lepiej :0) musi :0)
Dzięki Moniko.
UsuńCzasami tak jest, że za oknem kolorowa bajka, a w życiu dreszczowiec...
Włączam więc afirmację: "teraz już będzie lepiej":-)
Na szczęście mamy już październik, czyli wszystko powinno się ładnie wyprostować - czego z całego serca Ci życzę. Ja podobnie jak ktoś wyżej napisał nie miałam nigdy zapędów do nauczania, mimo że mama jest nauczycielką (już na emeryturze od wielu lat - nauczanie początkowe).
OdpowiedzUsuńUdziergi naprawdę udane - bardzo podoba mi się pierwszy kardigan, ma obłędnie połączone kolory. Pozdrawiam :)
Wielki Słownik Języka Polskiego podaje, że powiedzenie "obyś cudze dzieci uczył" znaczy, iż "nie ma nic gorszego niż praca nauczyciela". Z pewnością jest to powiedziane na wyrost, ale łatwo nie jest.
UsuńKolory w tęczowym kardiganie płynnie przechodzą jeden w drugi, bo przy każdej zmianie jakieś 10-15 rzędów robiłam na przemian jednym i drugim kolorem.
Wiedziałam, że jak Cię tu nie ma, to znaczy - "kampania wrześniowa" w oświacie. Dzielna jesteś kobieta, przetrwałaś! :))) Dzięki za podzielenie się zaległymi produkcjami, wszystkie fajne, a każda w innym stylu!
OdpowiedzUsuńNo tak, nie było mnie, bo na kampanię wrześniową nałożyły się zawirowania zdrowotne w rodzinie. Liczę na to, że w październiku będzie już spokojniej. W każdym bądź razie, dzierganie koi skołatane nerwy - mam to przetestowane.
UsuńDużo zdrowia dla rodziny życzę!
UsuńDziękuję, przyda się:-)
UsuńMotywujesz mnie za swoim przykładem, że najwyższy czas zabierać się do ciepłych, długotrwałych projektów, bo jednak zima nadejdzie.Bardzo są pomocne Twoje relacje o włóczce i o jej zachowaniu się po praniu. Niedawno przestudiowałam Twój post o swetrze z Nordu, i dzięki Twoim obliczeniom wiedziałam ile włóczki mam zakupić. No a co do pracy( czyli harówki), to trzymaj się, dasz radę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKurczę, nie pamiętam przy jakiej okazji pisałam o Nordzie i podawałam ilość włóczki. Muszę sprawdzić po etykiecie:-) Ale muszę potwierdzić, że jest to fajna włóczka na swetry. Przyszły zięć użytkuje intensywnie sweter, który dla niego zrobiłam półtora roku temu (patrz: Gorzki plaster miodu) i nadal jest w dobrym stanie - sweter i zięciu;-)
UsuńTrzymam się, bo nie mam innego wyjścia, ale strasznie Ci zazdroszczę "wolności";-)
Wszystkie udziergi (mimo Twoich zastrzeżeń) bardzo udane :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Anko:-)
UsuńBardzo mnie ciekawi ten sposób na sweterek z panelem na rękawie. Jeszcze tak nie robilam. Miałaś gotowy opis? W sumie prosta sprawa ale się zastanawiam nad rzędami skróconymi, co ile oczek, może pamiętasz? Jak czytam to już październik, więc pewnie już jest lepiej. 🙂
OdpowiedzUsuńMiałam prawie gotowy opis;-) Skorzystałam z instrukcji Robótek Zdzichy do "Granatowej Bluzki z Lnu". Oczywiście pokombinowałam trochę po swojemu, bo zastosowałam panel dłuższy niż u Zdzisławy i z innym motywem, ale główna idea konstrukcji pochodzi od niej.
UsuńDziękuję Anno, napięcie póki co trochę odpuściło - trwa przerwa między jednym a drugim etapem leczenia...
Bardzo mi się smutno zrobiło, gdy czytałam o twoich zmaganiach :* Mam nadzieję, że w połowie października już się wyrównało. Zaprezentowałaś piękne robotki, najbardziej podoba mi się ten kolorowy i gryzący :-) Jesteś dzielna, dasz radę i z pracą i z dzierganiem :* Moc uścisków!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Asiu bardzo. Powtórzę to, co napisałam powyżej: Napięcie póki co odpuściło, bo trwa przerwa między jednym a drugim etapem leczenia ojca, ale siedzimy trochę jak na bombie z opóźnionym zapłonem:-(
UsuńCzas choroby w rodzinie - to trudny czas. Za wiele wpływu nań nie mamy. Podobno nikt nie dostaje więcej niż jest w stanie udżwignąć. Wyłaź z tej klatki ...Kardigan wspaniały. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTeż wyznaję taką filozofię życiową... I jeszcze: Co ci pisane, to cię nie minie...
UsuńA z klatki wylazłam;-) Choć czasem mam wrażenie, że ciągle w niej mentalnie tkwię...
Dziękuję Ludwiko i pozdrawiam:-)