poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Recycled

czyli drugie życie włóczki

W dziewiarstwie jedną z fajniejszych rzeczy jest możliwość odzyskiwania włóczki z projektów, które albo okazały się niewypałem, albo wręcz przeciwnie sprawdziły się, ale po kilku sezonach noszenia zaległy w szafie, bo się już znudziły.
Nie lubię prucia. 
Z tyłu głowy mam te liczne godziny poświęcone na przerabianie oczek, które to godziny po procesie destrukcji wydają się być czasem bezpowrotnie straconym. Wydają się, ale przecież nie są, bo każde takie doświadczenie czegoś nas uczy. Nabyte umiejętności nie wyparowują, lecz procentują w następnych projektach.
Nie lubię pruć też z czysto technicznego powodu. Przecież w każdym swetrze starannie ukryłam wiele nitek łączących kolejne kłębki i podczas prucia stawiają one wkurzający mnie opór.
Spruta włóczka przypomina hit lat 80., czyli karbowane włosy potraktowane gofrownicą i w takiej formie raczej nie nadaje się do ponownego użytku. Trzeba ją najpierw rozprostować, tzn. potraktować wrzątkiem. Dużo z tym roboty, bo wełnę z kłębków trzeba przewinąć w nawoje. Dobrze też byłoby, żeby były mniej więcej tej samej wagi. Ja używam w tym celu dwóch krzeseł, które stawiam siedziskami do środka, i następnie owijam włóczkę dookoła oparć. Przy okazji ćwiczę stawy i mięśnie obręczy barkowej;-) Później zabezpieczam nawoje w kilku miejscach przewiązując jakąś kontrastową nitką i tak przygotowane mogą teraz trafić do gara z gorącą wodą.  Jednak skoro zadałam sobie już tyle trudu, żeby spruć i przewinąć włóczkę, nie szkoda mi poświęcić jeszcze dodatkowego czasu, żeby poddać ją tuningowi, czyli ufarbować. 
O farbowaniu i przyjemności jaką mi sprawia pisałam już przy okazji chusty Serwatka, swetra Hokkaido a także skapetek (klik). Nie miałam jednak jeszcze odwagi, żeby zainwestować w wełnę przeznaczoną specjalnie do farbowania. No dobrze, nie ma to nic wspólnego z odwagą - po prostu szkoda mi kasy i wolę poeksperymentować z kolorami na resztkach po jakiś projektach albo na odzyskanej włóczce.
Kiedyś miałam małą wpadkę, bo okazało się, że nie wypłukałam dobrze resztek barwnika i przerabiając później włóczkę na skarpetki miałam ręce brudne jak po pracy w ogrodzie, a na palcu wskazującym lewej ręki wątpliwej urody spiralny ciemny "tatuaż":-) Dlatego tym razem po wstępnym ręcznym płukaniu, włożyłam ufarbowane nawoje do siatki zabezpieczającej i wypłukałam je w pralce. Byłam na tyle leniwa, że nawet odwirowałam, ale na najniższych możliwych obrotach. Trochę się obawiałam, że może się sfilcować, ale powiedziałam sobie raz kozie śmierć i zaryzykowałam. Całe szczęście Nord Dropsa wytrzymał moje zabiegi. Wyjściowy kolor był typu "uni", tzn. jednolity bez żadnych niuansów i nosił nazwę "zielony leśny". Do farbowania użyłam resztek barwników jakie miałam w domu. Ciekawe czy ktoś by się domyślił, że znalazł się tam pigment turkusowy, granatowy, fioletowy a także beżowy i morelowy. Efekt jaki jest każdy widzi;-)
    
Powstał otwarty kardigan o linii litery A z dekoltem w kształcie litery V. Pierwotnie miał być w jednym kolorze, ale jak to zwykle u mnie, brakło mi włóczki, więc dołożyłam kontrastowej. W tym projekcie pierwszy raz zastosowałam nowy dla mnie sposób dodawania oczek na raglan. Do tej pory robiłam to podnosząc nitkę miedzy oczkami i przerabiając ją jako oczko przekręcone. Tym razem dodawałam wkłuwając się w oczko wcześniejszego rzędu, zwracając jednocześnie uwagę na której nóżce dobieram oczko. Na linię raglanu zostawiłam dwa oczka, przed raglanem wkłuwałam się w lewą nóżkę, za linią w prawą. Jakież przyjemne było moje zaskoczenie, kiedy w trakcie dziergania zaczęła mi się ukazywać linia szeroka na jedno oczko, no i zero dziur. Super metoda, będę z niej jeszcze korzystać.
A Wy? Poddajecie recyklingowi zużyte lub nienoszone udziergi? Macie motywację, żeby odzyskiwać włóczkę? Co z niej dziergacie?

Pozdrawiam serdecznie znad drutów :-)

27 komentarzy:

  1. Piękny sweterek. Nie farbuję i nie pruję. Nienoszone swetry wrzucam do pojemników PCK albo oddaję koleżankom do sprucia. Z Norda robię teraz pledzik.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się koleżanki cieszą:-)
      Pledzik z Norda będzie i milutki, i cieplutki:-)

      Usuń
  2. Bardzo piękny kolor wyszedł z tego farbowania. Bardzo piękny. Sasssdrość. Czasem coś spruję jak wełna była fajna, kolor dobry i nie ufilcowało się. Dundaga się do recyklingu nie nadaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Gackowo:-)
      Efekt farbowania zawsze jest dla mnie niespodzianką, do tej pory zawsze miłą.
      Nord okazuje się być wdzięczną włóczką do ponownego użycia, bo niewiele traci na jakości. Pewnie zasługą jest spory udział alpaki i poliamidu.

      Usuń
  3. Kolor, który uzyskałaś wyszedł obłędny, tak, widzę w nim turkus i odcienie ciepłej moreli, ciut granatu, fioletu. Piękne cieniowanie, cudna całość. Chciałabym taką włóczkę:-) Lubię robić z nowych, gładkich moteczków, ale recykling jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym, w gruncie rzeczy też to lubię. Czasem taki nawój skręconej włóczki wyglądają jak śmieszna peruka. Tylko do odzyskiwania wełny potrzebuję czasu, miejsca, a nawet pogody żeby to potem suszyć. Co do farbowania, właśnie robię chustę z luny, która mocno plami dłonie, po każdym odłożeniu drutów muszę umyć ręce. Linia raglanu bardzo ładna, w ogóle to też duże pole do popisu, jest tyle fajnych rozwiązań, od ascetycznych po mocno ozdobne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze podobały mi się wielotonowe przejścia ręcznie farbowanych włóczek. Był to jednak dla mnie zbyt duży wydatek, żeby móc później swobodnie eksperymentować taką włóczką z formą swetra. Dlatego w moim przypadku sprawdza się strategia barwienia odzyskanych zasobów. Praca taką włóczką ma większe tempo niż jednotonową, bo ciekawość przejść pcha robótkę do przodu.
      Masz rację, że na takie zabiegi trzeba sobie zarezerwować miejsce, czas i pogodę, albo wykorzystać fakt trwania sezonu grzewczego;-)

      Usuń
  4. Przepiękny kardigan! Po prostu przepiękny!!! Co za kolory! A dodatek kontrastowego koloru pięknie ożywił całość.
    Czy pruję stare swetry? Raczej tak. I robię to dokładnie jak Ty, tylko nie gotuję wełny, a piorę ją w letniej wodzie i kapiące wieszam latem na balkonie - nitka się ładnie rozprostowuje. Te zabiegi robię tylko latem. Z odzyskanej wełny najczęściej robię chusty.
    Pozdrawiam serdecznie,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Joanno:-)
      Gdybym nie farbowała sprutej włóczki, to pewnie też ograniczyłabym się do porządnego namoczenia i dałabym podziałać grawitacji. Mniej zachodu, choć i tak trzeba poczekać, aż będzie można narzucić oczka na druty.
      Chyba jedynym mankamentem jest fakt, że odzyskanej włóczki jest trochę mniej i trzeba zaplanować coś mniejszego lub dołożyć innej włóczki. Chociaż jak się zastanowić, to nie musi to być mankament;-)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Nie jeden raz przerabiałam. Zazwyczaj zmusza mnie do tego oszczędność. Szkoda dobrych jakościowo wełenek żeby tak odłogiem w szafie leżały. To pruję. Nie lubię ale pruję,przewijam przez czajnik z parą. Czasem uznam, że będę robić w dwie nitki i nawijam dwie nitki 😂 najgorzej gdy znowu wracam
    do jednej nitki i rozplątuję motek na dwa 😂😂😂
    Bardzo podoba mi się Twoja przeróbka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie oszczędność z jednej strony i chęć tworzenia z drugiej jest motywacją do dawania włóczce drugiej szansy. Warunek - musi być przyzwoitej jakości.
      Metodę przeciągania nitki przez czajnik z gotującą się wodą widziałam już na jakimś filmiku, ale nie stosowałam jeszcze w praktyce.
      Rozłączania dwóch nitek chyba bym się nie podjęła. Podejrzewam, że nerwy by mnie zjadły;-)

      Usuń
    2. W latach niestety dawno minionych, jeszcze u rodziców ja i siostra przez czajnik dużo włóczki przepuściłyśmy. Oczywiście to był czajnik z dzióbkiem, na gaz.

      Usuń
  6. Śliczny sweterek, świetne farbowanie cudny kolor wyszedł z tego miksu, całość bardzo mi się podoba, te paski na dole też bardzo pasują i dodają charakteru.
    Ja pruć i przrabiać lubię, często pruję też akryle które zmieniam na domowe luzackie swetry, kocyki czy poduszki. Jednak nie bawię się w prostowanie włóczki, zazwyczaj poprostu biorę druty o pół rozmiaru mniejsze, ewentualnie wychodzę z założenia że gdy wypiorę i powieszę mocno ociekające nad wanną samo się wyprostuje, a jeśli nie to i tak nie ma tragedii ;) Włóczkę przewijam tylko do farbowania i zamiast krzeseł korzystam od pewnego czasu z odwróconej deski do prasowania i którejś z domowych klamek żeby uzyskać dłuższe pasma ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, deska do prasowania i klamka... U mnie chyba niewykonalne - klamka tylko w drzwiach wejściowych i łazienkowych, obie klamki bardzo strategiczne - nikt nie mógłby wtedy czasowo korzystać z przybytku i wchodzić do /wychodzić z mieszkania;-)
      Ja mam awersję do przerabiania niewyprostowanych nitek, bo w początkach mojej rękodzielnej pasji do dyspozycji miałam tylko włóczkę z odzysku, a mama nie powiedziała mi, że można ją prostować. Męczyłam się więc z tą mokrą włoszką i zazdrościłam koleżankom, które miały sweterki robione z nowiutkich włóczek.
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  7. Pewnie że pruję I to lubię. Tak czyszczę szafę z niepotrzebnych rzeczy. Sweter jest super. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zazdroszczę tego, że lubisz prucie. Mnie jest trudno zabrać się do tej destrukcji, ale jak już uwolnię nitkę, to jest to w pewien sposób fascynujące patrzeć jak szybko znika coś, nad czym pracowałam wiele, wiele godzin.
      Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  8. Też uważam, że zaletą dziewiarstwa jest możliwość odzysku, przeróbki i tego typu zabiegów. Mam na razie 1 nieudaną produkcję i kilka dzianinek przemysłowych do odzysku. Planowałam latem na ogrodzie te prucia zrobić, by nie kurzyć w chałupie, może też coś zafarbować, zeszłego roku bawiłyśmy się z córkami w tie-dye. Ale grafik się zapełnił i chyba poczekają do następnego lata...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam co to za metoda tie-dye, sprawdziłam i przypomniały mi się lata 80, kiedy mega modne były ciuchy szyte z pieluch tetrowych i często były one farbowane dając podobny efekt. Czy moje skojarzenie jest zasadne?
      Nie posiadam ogrodu, więc nie ma znaczenia czy będzie mi się kurzyć zimą czy latem;-) Choć latem oczywiście szybciej schną tylko moczone lub moczone i farbowane nawoje. No i szybciej można zacząć coś nowego.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Skojarzenia z latami 80-tymi zasadne. Plus styl hippisowski.
      Gapa ze mnie, zapomniałam pochwalić Twój sweter!
      Kolor niepowtarzalny! Kontrastowe paski dodane w punkt!
      Ten raglan to dla mnie już szkoła wyższa, bo np. dopiero w zeszłym tyg. dowiedziałam się że oczka mają nóżki ...
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Chwalenie nie jest obowiązkowe, choć bardzo miłe😀 Raglan nie jest jakoś bardzo skomplikowany, zachęcam do spróbowania. Ja też nie wiem jeszcze bardzo wielu rzeczy o dziewiarstwie i fajnie jest odkrywać nowe możliwości i uczyć się nowych trików 😀

      Usuń
  9. Oj naprułam sie w młodości. Nie mieliśmy włóczek w sklepach, więc moja mama wymyśliła, że kupujemy duże wełniane skarpety w ładnych kolorach ( o ile były) , i po spruciu przerabiałąm na dziecięce sweterki, kamizelki, spodnie. Może dlatego teraz już nie praktykuję prucia i przerabiania z rzeczy wcześniej noszonych. Ale ogólnie bardzo dużo pruję przy każdej robótce, bo najmniejsze błędy denerwuja mnie i nigdy nie pozostawiam jakichś niedociagnięć. Zaś bardzo zazdroszczę Ci zabawy przy farbowaniu, do tego jeszcze nie dojrzałam. Pozdrowienia z Wilna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były czasy... Braki były nieznośne, ale generowały kreatywność:-) Jednak nie dziwię Ci się, że teraz nie przerabiasz noszonych wcześniej rzeczy.
      Widzę, że jesteś perfekcjonistką i ilość oczek musi się zgadzać:-) Rozumiem to, bo też wielokrotnie prułam całe duże fragmenty swetra, bo zauważyłam błąd we wzorze.
      Farbowanie nie zając - nie ucieknie;-) Może kiedyś spróbujesz.
      Pozdrawiam ze Śląska.

      Usuń
  10. Pruję , jeśli tylko zauważam, że nie noszę, to pruję. Jak nie mam koni podarować, bo albo rozmiar nie ten, albo osoba o dobrym rozmiarze, ale nie doceni prezentu, to pruję. Najgorzej jest pruć rzeczy z bardzo dobrze pochowanymi nitkami. Koszmar!!!
    Bardzo, bardzo, bardzo ładny cardigan! Kolor przepiękny! Ta zieleń jest tak nieoczywista, że przyciąga oko. połączeni z jasną włóczką dodało mu uroku. Dobrze, że choć na chwilę opuściłaś dział skarpetek:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarpetkom odpuściłam i na razie mnie nie ciągnie:-)
      Dotknęłaś ważnego aspektu obdarowywania własnymi pracami. Myślę, że robi nam się przykro, gdy ktoś nie zauważy naszego zaangażowania, umiejętności i czasu poświęconego na wykonanie jakiegoś projektu (pomijam fakt, że wełny swoje kosztują). Jeśli dla kogoś to nie ma mieć znaczenia to rzeczywiście lepiej spruć i przerobić wełnę na coś dla siebie, ale bardziej aktualnego.
      Dzięki za słowa uznania :-) motywujące mnie do dalszych eksperymentów.
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Ogromnie podziwiam Kasiu Twoje umiejętności farbowania włóczek. Bardzo starannie też przerabiasz te cienkie włóczki. Dzięki temu powstał kolejny cieszący oczy kardigan.
    Ja też polubiłam ten sposób dodawania oczek. Nawet w ostatnim swetrze go użyłam i myślę, że będę stosować częściej.
    Pruć nie lubię, ale właśnie dojrzewam do tego, żeby unicestwić taki jeden nieudany i przez to nienoszony sweter. Zniechęca mnie do tego właśnie kwestia dobrze pochowanych nitek i świadomość, że przecież unicestwię efekt kilku-kilkunastu godzin pracy. Nie mogę już jednak dłużej znieść tego, że wisi on bezużytecznie w szafie i pewnie dokonam destrukcji, a potem przerobię na coś lepszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię cienkie nitki:-) jakoś nie umiem przekonać się do tych grubych. Tym sposobem mam więcej pracy, ale nie narzekam:-)
      Też polubiłam ten sposób dodawania oczek, bo jest ono prawie niewidoczne i zastanawia mnie, dlaczego ta metoda nie jest wszechobecna w sieci.
      Co do umiejętności farbowania: myślę, że nie jest to kwestia umiejętności, bo nie planuję konkretnego efektu. Jest to raczej kwestia ciekawości tego, co powstanie na danej bazie kolorystycznej z połączenia pigmentów, które akurat mam do dyspozycji. Jest to więc dzieło przypadku, a nie planowania. Lubię dać się przyjemnie zaskoczyć:-)
      Swetry do sprucia muszą swoje odleżeć, ale przeważnie nadchodzi na nie czas, bo przecież szkoda tej dobrej jakości wełny. Na pewno kiedyś nadasz mu nowej idealnej formy.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Tak trudno mi czasem znaleźć choćby chwilę na wirtualne zachwyty, że tym razem napiszę bardzo krótko, gdyż pominąć milczeniem nie mogę: przepięknie zafarbowałaś włóczkę i zrobiłaś z niej świetny użytek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tę chwilę zachwytu, wiele dla mnie znaczy:-)
      Rozumiem brak czasu. Sama na niego cierpię. Dodatkowo zauważyłam u siebie, że wielogodzinna praca zdalna skutecznie obrzydza mi korzystanie z komputera w czasie wolnym. Stąd moja mniejsza aktywność. Tak więc, tym bardziej dziękuję Ci za komentarz. Pozdrawiam!

      Usuń

Cieszę się, że do mnie trafiłaś/łeś, będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci komentarza.