czyli jak ten czas leci
Właściwie mogłabym zatytułować ten post "Ocalić od zapomnienia", bo właśnie z takim zamiarem piszę tych kilka zdań.
Plus-minus, a w zasadzie dokładnie 35 lat temu, młoda, marząca o własnym domu dziewczyna, postanowiła przygotować sobie część wyprawki. Czasy były siermiężne, w sklepach mało co było, zasoby finansowe też były niewielkie. Wielkie zaś były chęci, kreatywność i determinacja.
W domach z betonu królowały meblościanki, komplety wypoczykowe 3+2+1 oraz stoliki typu ława, zamiast porządnego stołu. Owa dziewczyna postanowiła wyhaftować sobie bieliznę stołową, czyli bieżnik plus serwetki, gdyż na tyle było ją tylko stać.
Jak można się domyślić, tą dziewczyną byłam ja.
Kupiłam w sklepie z materiałami (kiedyś było ich sporo w każdym mieście, teraz to już chyba tylko w sieci można coś dostać) odpowiednią ilość lnianego płótna i ręcznie uszyłam rzeczony bieżnik i sześć serwetek. Motyw dekoracyjny zaczerpnęłam z jakiegoś czasopisma, niestety moja pamięć tutaj już szwankuje i nie przypomnę sobie, co to była za gazetka.
Wyhaftowałam krzyżykami czarne obramowania i kolorowe ptaszki w lustrzanym odbiciu. Choć nie mogę powiedzieć ile czasu mi to zajęło, to domyślam się, że trochę się napracowałam.
Do dzisiaj przechowałam cztery serwetki, które, o dziwo, są w świetnym stanie. Liczne prania nie spowodowały wypłowienia kolorów.
Bieżnik też dotrwał do dzisiejszych czasów. Odzyskałam go niedawno robiąc porządki w szafach mojej Mamy. Niestety nie jest on w tak dobrej formie jak serwetki. Lata przyjmowania rozlanych płynów, spowodowały plamy, które nie dały się wywabić przez żadne dostępne wtedy środki. Wręcz przeciwnie, zastosowana chemia spowodowała odbarwienia kolorów haftu i mam wrażenie, że utrwaliła istniejące zaplamienia. Do tego jedno dość duże przetarcie w widocznym miejscu, które jest bardzo niestarannie zacerowane. Nie da się już tego odwrócić, szkoda...
Ale przynajmniej mam te cztery serwetki oraz wypłowiały, pocerowany bieżnik, które są pamiątkami mojej młodości. Czasami skłaniają mnie do smutnej refleksji nad nieuchronnością upływu czasu, zaś innym razem wywołują życzliwy uśmiech, bądź westchnienie politowania na wspomnienie chwil durnych i chmurnych. Bez wątpienia są świadectwem czasów minionych - moich gustów, zainteresowań i manualnych zdolności.
A Wy? Czy macie takie sentymentalne hafty, udziergi, czy inne twory rąk własnych?
Rewelacyjny komplet. Fajnie, że serwetki przetrwały w niemal idealnym stanie..
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, żemam taką pamiątkę.
UsuńWłaśnie przypomniałam sobie, że też mam takie dwie niedokończone prace, które gdzieś tam zalegają. Takie prace to kawałki naszego życia więc czasem warto cofnąć się do przeszłości. Warto pokazać uwczesne trendy jak i z czego powstawały. Szkoda, że nie wszystko przetrwało w idealnym stanie ale dobrze, że jakaś część ocalała🙂
OdpowiedzUsuńÓwczesne!!!😭
UsuńŁadnie to ujęłaś - to kawałki naszego życia, w tym przypadku rękodzielniczego.
UsuńI dobrze, że jakieś fragmenty jeszcze przetrwały.
Gratuluję odwagi stawiania kawy na takich skarbach, ja bym się nie odważyła. Co najwyżej czystą wodę.
OdpowiedzUsuńLubię wracać do przeszłości, w tym tej rękodzielniczej, przypominać sobie dawne zainteresowania, odkrywać wieki temu wykonane prace, ocalać od zapomnienia. Także chętnie przeczytałam ten tekst i obejrzałam zdjęcia. Uwielbiam ptaszki, Twoje hafty są śliczne i dobrze, że udało się je zachować. A bieżnik, jakich śladów swego wieku by nie nosił, zawsze będzie miał wartość sentymentalną :)
Te skarby dużo już zniosły, więc nie boję się, że kawa im zaszkodzi. Zresztą, dzisiaj wiem czym potraktować plamy, żeby nie było po nich śladu.
UsuńKiedyś zrobiłam szydełkowy duży obrus ze 180 elementów, biały. Długo go robiłam i był piękny. Tak ładny, że nie nakrywałam nim stołu nawet z okazji dużych świąt, bo bałam się plam, które przy konsumpcji zawsze się zdarzają. W efekcie został podarowany w prezencie ślubnym. Mam nadzieję, że nadal jest ładny;-)
W przypadku tego haftowanego kompletu wartość sentymentalna jest wartością nadrzędną.
Piękna pamiątka..cenna:)
OdpowiedzUsuńSentymentalna🐦🐦🐦
UsuńTak, mam. Szydełkowe serwetki i nieskończoną żółtą, szydełkową firankę. Leżą w szufladzie jako pamiątka z okresu wczesnej młodości i choć moda i upodobania się zmieniają, to właśnie przez sentyment raczej nigdy się ich nie pozbędę.
OdpowiedzUsuńTwoja pamiątka jest piękna!
Nie pozbywaj się tych skarbów! Może kiedyś wrócisz jeszcze do tej firanki i dokończysz ją jakimś współczesnym wzorem? A nawet jeśli nie, to zawsze jest to urocza pamiątka.
UsuńFantastyczny wpis!!! Jak się dobrze komplet zachował (mimo ubytków w bieżniku)! Bardzo staranna dokumentacja fotograficzna! Wyobraziłam sobie, jak panna szykujesz tę wyprawkę - wzruszająca scena :) Rodem z XIX w. Bo przecież, z racji zawirowań dziejowych, mieliśmy przedłużony stan realnego zapotrzebowania rękodzielniczego (nie było to tylko hobby czy rozrywka). W młodości zrobiłam dla siebie kilka udziergów, bo lubiłam oryginalnie wyglądać. Pamiętam jakiś wielowłóczkowy szal, sweter, pasiaste skarpety. Ale nic się nie zachowało. Za to chyba moje 2 obrazki haftem krzyżykowym jeszcze wiszą w domu ciotki i u kuzyna, bo były w prezencie. Co jeszcze kryją nasze szafy, strychy i komody? Hej blogerki - może zrobimy jakiś cykl historyczny? Pozdrawiam Cię serdecznie Bokasiu :)))
OdpowiedzUsuńCzytając Twój komentarz też wyobraziłam sobie siebie z tą igłą i wyszedł mi obrazek rodem z przełomu XIX i XX w.;-)
UsuńMoje plastyczno-krawiecko-dziewiarskie rękoczyny przetwały w bardzo symbolicznej formie. Znalazłam u Mamy w szafie jeszcze ze dwie serwetki - jedna haftowana ściegiem richelieu, druga zrobiona szydełkiem. Na obu plamy nie do wywabienia:-( Może zafarbuję i jeszcze coś z nich będzie?
Dwa obrazki wiszą o mojej córki na ścianie - mam o tym wpis pt. "Niedziewiarsko", tam też pomimo tytułu, pokazałam jednak rąbek mojej dziewiarskiej przeszłości - sweter, który, jak niedawno się dowiedziałam, ma moja ciocia. Nieznanymi drogami podążają działa naszych rąk;-)
Wzruszyłam się! Co się stało z tamtymi czasami, z naszymi pracami...Przypominam sobie kołnierzyki z kordonku, jeden z którego byłam bardzo dumna zrobiony był z cieniowanej nitki, kawowo kremowej, najchętniej jednak robiłam na drutach, z czasów licealnych pamiętam kilka swetrów, które nie przetrwały, nawet na zdjęciach. A przepraszam, ostatnio przyjaciółka przysłała mi zdjęcie zapinanego żakardowego swetra który dla niej zrobiłam, sweter przetrwał, a jej córka nosi go teraz do szkoły. Technicznie - brak mi słów, żałuję, że nie widziałam swojej miny jak to zobaczyłam:-) Jeszcze jedna refleksja mnie naszła w związku z Twoim postem, otóż w dawnych czasach niedostatku potrafiłyśmy tworzyć oryginalne rzeczy, a teraz tym bardziej doceniamy bogactwo możliwości. Ach, no i ptaszki mnie wzruszyły, są przepiękne.
OdpowiedzUsuńO tak! Kołnierzyki z kordonku! Pamiętam modę na nie. Sama też coś tam produkowałam.
UsuńCo za historia ze swetrem przechowanym przez przyjaciółkę i noszonym teraz przez młode pokolenie!
Zastanawiam się, czy wciągnęłabym się w to całe dzierganie, gdybym nie nauczyła się tego we wczesnej młodości. W moim przypadku zdolności krawiecko-dziewiarskie ujawniły się na skutek braku. Braku możliwości zakupu tego, w czym chciałam chodzić.
Jednak długie lata miałam wewnętrzne przekonanie, że takie domorosłe rękodzieło jest synonimem niższego statusu.
Teraz mój punkt widzenia jest dokładnie odwrotny. Dojrzałam;-)
Ile ukłuć igłą młodej panny wyczarowało takie skarby. Tylko ten, kto zetknął się z robótkami ręcznymi może docenić takie unikatowe serwetki. Tak na chwilę wyobraziłam siebie na miejscu Twoich córek, to koniecznie chciałabym zachować te pamiątki dla przyszłych wnuków, i chyba bym wszystkie umieściła do ramek pod szkłem. Te ptaszki, to chyba dzisiaj mi się przyśnią. Po wpływem Twojego wpisu przypomniałam, że gdzieś na działce mam tkaną narzutę przez moją babcię, muszę ją odnaleźć i chociaż jakiś fragment zachować dla przyszłych pokoleń...Uściski.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moje refleksje skłonią Cię, a może i innych czytelników mojego bloga, do przejrzenia zakamarków i 'odkurzenia' rękodzieła z historią. Bo przecież w każdej serwetce, makatce, narzucie czy swetrze ukryta jest opowieść. Taka mini podróż w czasie.
UsuńP. S. Starsza córka ma oprawione w ramki dwa obrazki z moich nastoletnich czasów 😉
Cudne te hafty! Ja kiedyś krzyżykiem haftowałam ptaszki na obrazkach, dla Taty. Gdzieś są, ale nie u mnie. Natomiast haftował mój Tata. Jak likwidowaliśmy mieszkanie po rodzicach wzięłam serwetkę przez niego haftowaną, trzymała jeszcze sztywność po prasowaniu. Leży u mnie. Jak zrobię zdjęcie to pokażę. Mam jeszcze kilka jego serwetek i bieżnik, ale w gorszym stanie. Ja odkąd pamiętam robiłam na drutach, głównie swetry. I tak jak piszecie, kreatywność była dużo większa niż obecnie. Sama jestem w szoku jak sobie przypominam swoje udziergi, z kapturem, kieszeniami, w poprzek, haftowane i inne techniki. I farbowanie szarej naturalnej wełny też było.
OdpowiedzUsuńDziękuję Grażyno:-)
UsuńSłyszałam o mężczyznach haftujących i dziergających, ale nie mam takich w swoim otoczeniu. A to przecież jest takie relaksujące zajęcie. Widok Taty pochylającego się nad haftem musiał być uroczy.
Wiesz, ja też jak przypominam sobie moje udziergi, tak jak Twoje - z kieszeniami, kapturami, z asymetrycznymi kolorowymi wzorami, to zastanawiam się jak ja to zrobiłam nie mając dostępu do tutoriali czy filmików;-)
Wyobraźnia i determinacja załatwiały sprawę;-)
Mam :0)
OdpowiedzUsuńCo prawda nie jest to cudnie haftowana bielizna stołowa, ale do bielizn można zaliczyć :0) i choć ma już ponad 35 lat to też "nieźle" się trzyma ;0) otóż uszyłam ręcznie komplet pościeli dla syna :0) nie tylko, ale ta pościel została w domu :0) Hafty oprawiłam i rozdałam ;0) ale masz rację jest to znak czasu :0)
Twoje serwetki i bieżnik są wyjątkowo cudne i bardzo starannie wykonane :0)
Pozdrawiam serdecznie :0)
Pamiętam czasy, że szyło się pościel własnym sumptem. Marzyła mi się taka haftowana ręcznie, ale ograniczyłam się tylko do uszycia i wyhaftowania poszewek na jaśki, których miejsce było w wózku dziecięcym. A wiesz, że zapomniałam o tym, Twój komentarz odświeżył mi pamięć😀A na marginesie: Kto normalny wkłada obecnie niemowlęciu poduchę pod głowę?
UsuńA ja przechowuje jedyną, pierwszą i ostatnią (z absolutną pewnością) serwetkę, którą kończyłam haftować czekając na poród...Starszej córki, dziś ma 24 lata :) To jest haft Richelieu, który podziwiam, ale mimo zamiłowania do rękodzieła wszelakiego - apage satanas! Córcia dostanie tę serwetkę w charakterze wiana na nową drogę samodzielnego życia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam was wszystkie,
Urszula
Mam podobną historię: będąc w szpitalu na podtrzymaniu ciąży z nudów haftowałam bieżnik haftem Richelieu. Dziś córka ma 26 lat, właśnie wychodzi za mąż, ale nie dostanie w wianie rzeczonego bieżnika, bo zaginął w historii dziejów.🤣
UsuńWnioskuję jednak, że ćwierć wieku temu, haft Richelieu był na topie😆